Enthusia Professional Racing

Twórcy konsolowych, realistycznych wyścigów mają nie lada orzech do zgryzienia. Muszą w jakiś sposób odwieść graczy od ewentualnego zakupu "Gran Turismo 4" i przy okazji przekonać wszystkich, że ich gra nie jest kalką najlepszego z racerów.

Jak na razie nikomu nie udało się pokonać dzieła Polyphony, ale mimo to Konami nie przestraszyło się i próbuje swych sił z grą "Enthusia Professional Racing" skierowaną teoretycznie do maniaków wyścigów.

Teoretycznie, bo gra miała być trudna. Ba, miała być piekielnie trudna, ale podczas grania w niedokończoną jeszcze wersję gry nie odczułem tego na własnej skórze. Jeśli znacie model jazdy z "Gran Turismo" i jesteście w stanie wygrać tam kilka wyścigów, co jakąś specjalną sztuką nie jest, to i tutaj raczej nie będziecie mieli problemów. Kwestia przyzwyczajenia się do sterowania.

Pewnym ułatwieniem jest wskaźnik pokazujący, jakie siły działają w danym momencie na samochód. Znając przeciążenie w danej chwili można szybko zdecydować, jak bardzo energicznie się zachować. Czy mocno szarpnąć, czy też spokojnie, lekko wychylić kierownicę. Tyle tylko, że i bez tego wskaźnika spokojnie można sobie poradzić podczas wchodzenia w zakręty, więc jest to tylko bajer. Przynajmniej na razie, ale raczej już nic w tej kwestii się nie zmieni.

"Enthusia Professional Racing" należeć będzie do rodziny realistycznych wyścigów, więc nie ma co się spodziewać, że uczucie pędu zetnie Was z nóg. To nie będzie "Burnout 3". W ukończonej wersji gry ma czekać na gracza koło dwustu samochodów, co jest naprawdę sporą liczbą, chociaż do takiego "Gran Turismo 4" (siedemset fur) jeszcze troszeczkę brakuje. Oczywiście wszystkie pojazdy będą w pełni licencjonowane, a nie zabraknie wśród nich zarówno rajdowych, jak i sportowych czy terenowych wersji.

Ciekawie zapowiada się tryb kariery. Nie będzie tu żadnego procentowego wskaźnika powiadamiającego nas o tym, ile gry mamy za sobą (jak chociażby we wspomnianym "Burnoucie" czy w "Gran Turismo 4"). Tym razem będziemy piąć się na szczyt rankingu, zaczynając od ostatniego miejsca, czyli w tym przypadku pozycji numer tysiąc. Tak, to będzie długa droga do sławy, a zanim trafimy na sam szczyt zdobędziemy najnowsze samochody i przejedziemy wiele tras. Przy pięciu się w górę uwzględnianych będzie wiele czynników, jak poziom trudności danego wyścigu, poziom tunnignu czy styl przejechania trasy (ważne będzie, czy były jakieś kolizje, uderzenia w bandę itp.). Żeby się zbytnio nad tym nie rozwodzić powiem, że najlepiej po prostu jeździć bezkolizyjnie i oczywiście jak najsłabszym samochodem - wtedy zgarnia się najwięcej punktów i awansuje o większą ilość pozycji. Jakby na to nie patrzyć jest to całkiem przyjemny i motywujący system, i z całą pewnością będzie jednym z plusów ostatecznej wersji gry. Największą nowością i czymś, co ma wyróżnić "Enthusię" od hitu Polyphony, będzie tryb zwany Driving Revolution, w którym trzeba będzie zaliczać specjalne zadania. Co ciekawe, zabawa została wymyślona tak, żeby zawierać w sobie elementy gry tanecznej "Dance Dance Revolution" (stąd być może nazwa trybu). Autorzy szykują ponad siedemdziesiąt zadań, a ich pomyślne wykonanie ma być nagrodzone odblokowaniem tras i samochodów dla różnych trybów gry nie związanych z karierą. Jak wygląda sama zabawa? Trzeba w jak najdokładniejszy sposób przejechać przez wirtualną bramkę. W każdej takiej bramce jest linia, na którą trzeba trafić. Im lepiej to wyjdzie, tym więcej punktów się otrzyma - zupełnie jak w grach muzycznych. Wszystko oczywiście musi się odbywać tak, jak przewidzieli sobie to autorzy gry, czyli trzeba uważać na odpowiednią prędkość, wiedzieć jak przejechać daną bramkę, by ustawić się odpowiednio do następnej. Może to brzmi skomplikowanie, ale naprawdę jest proste w zrozumieniu. Co nie znaczy, że łatwo będzie ten tryb ukończyć z najlepszą oceną. Naprawdę mocno namęczyłem się, żeby zaliczyć kilka z przygotowanych na tę chwilę zadań.

Jak na razie prócz trybu Driving Revoution nie znalazłem w "Enthusia Professional Racing" niczego, co w jakiś sposób nakłoniłoby mnie do zrezygnowania z zakupu "Gran Turismo 4" i wyboru właśnie wyścigu Konami. Graficznie nie jest niestety najlepiej. Ostro rażą kanty (czy jak ktoś woli "ząbki", czyli braki anti-aliasingu). Część tras jest wykonana nienagannie, jak choćby te miejskie, ale znowu inne są zwyczajnie brzydkie. Na pewno nie ma się czym zachwycać jeśli chodzi o modele pojazdów.

Z fajnych bajerów warto wspomnieć o możliwości przeanalizowania każdego wyścigu. Dokładnie można zobaczyć, w którym miejscu uderzyło się w bandę, kiedy wyprzedziło się innych zawodników. Każde mocniejsze hamowanie też jest zaznaczone. Wszystko to widać na specjalnej mapce, tyle tylko, że ta opcja jest tylko bajerkiem, bo niby co z tą wiedzą zrobić? Niby można przemyśleć swoje błędy, ale przecież i tak najlepiej je wyeliminować w praktyce. Nie uda się raz, drugi to wyjdzie później. Bajerek, ale ciężko znaleźć dla niego praktyczne zastosowanie.

Nie wiem, jaka będzie "Enthusia", ale na pewno nie zostanie "Gran Turismo" killerem. Jasne, zapowiada się ciekawa alternatywa, a zwłaszcza może się podobać pomysł z trybem kariery i zaliczaniem przygotowanych przez autorów zadań. Zobaczymy niedługo, co z tego wszystkiego wyjdzie.

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy