Dirge of Cerberus: Final Fantasy VII
Powoli, wielkimi krokami zbliża się wielka, dwunasta część "Final Fantasy", fani serii na całym świecie spierają się w związku z plotkami dotyczącymi remaku siódmej części na konsole PlayStation 3, a po cichu, już niedługo dojdzie przecież do jeszcze jednej istotnej premiery...
Kolejna część układanki
Świat powoli ochłonął po dramatycznych wydarzeniach dotyczących uderzenia meteoru, wyzwolenia energii Mako i śmierci potężnego Sephirota. To przecież już trzy lata od pamiętnej podróży Clouda, ale nadal nie wszystkie zagrożenia zostały zażegnane...
W czasie odwiedzin Vincenta Valentine'a u swego przyjaciela, Reevesa, dochodzi do mocnej konfrontacji pomiędzy dwójką naszych bohaterów a grupą tajemniczych, dobrze uzbrojonych wojowników. Jednak kto jest ich przywódcą i jakie kierują nim powodu - tego dowiecie się w pełnej wersji gry. Wspomnę tylko, że na swojej drodze spotkamy nie tylko ukochaną Vincenta, Lukrecję, ale również większość bohaterów kultowej "siódemki"...
Muszę niestety Wam zdradzić, iż mimo nadziei i ogromnego potencjału Square-Enix, nowy "Final" od strony fabularnej zapowiada się mocno przeciętnie. Autonomiczna i odrębna historia, praktycznie w żadnym elemencie nie związana z przygodami siódmej części może mocno rozczarować i zniechęcić graczy...
Często w czasie trailerów oraz konferencji prasowych nowy "Dirge of Cerberus" przedstawiany był jako tytuł podobny do "Devil May Cry". W rzeczywistości mamy tu do czynienia z typową "strzelanką", w której zabawa praktycznie składa się tylko z kilku elementów.
Otóż nasz wampir posiada w swoim ekwipunku jedynie trzy spluwy, które na szczęście, dzięki znalezionym po drodze gadżetom, może ulepszyć i poprawić. Każda pukawka ma swoje statystyki, tym samym dokupiona luneta, dłuższa lufa czy lepsza amunicja pozwalają na lepsze i efektowniejsze strzały. Dodatkowo dokupione magiczne części lub odnalezione artefakty zapewnią nam "umagicznienie" ekwipunku. Obrażenia od ognia, wody - zapowiada się ciekawie, lecz mało odkrywczo.
Samo strzelanie nudzi już po kilku minutach. Przede wszystkim banał i prostota. Dzięki klawiszowi L1 (podobnie jak w "RE4") namierzamy cel, a potem strzelamy. Oczywiście nie mogło by się obejść bez swoistego odpowiednika "Limit Breaków", który tutaj po naładowaniu pozwala nam na oddanie niszczącego ataku.
Napisałem, że "Dirge of Cerberus" nudzi - dlaczego? Otóż przede wszystkim schematy i ogromna liniowość. Nie wejdziesz tam, gdzie chcesz, nawet nie wskoczysz na daną platformę, jeśli nie przewidzieli tego programiści, brak jakiejkolwiek interakcji z otoczeniem i strasznie debilni przeciwnicy - kompletny brak pomysłu i inwencji. Zapomnij o efektownych potyczkach, eksplodujących elementach otoczenia i wciągającej akcji. Prawdopodobnie będzie sterylnie i "po sznurku" - dramat.
Oprawa graficzna to kolejny element, który daleko stoi od zadowolenia fanów ukochanej serii. To fakt, że do premiery jeszcze chwila, ale już teraz widać, że "Dirge of Cerberus" kuleje i w tej kwestii. Gdzie te piękne lokacje z "Final Fantasy X" czy innych produkcji Square-Enix? Słabe tekstury, mało detali, średnia animacja i ogólny brak jakiegokolwiek przepychu - jeśli tak będzie wyglądał ten tytuł w finałowej wersji to bardzo źle mu wróżę.
Czy Square to Shinra?
Najnowszy "Dirge of Cernerus: Final Fantasy VII" nie zapowiada się tak, jakby pragnął tego każdy fan wspaniałej serii: mało urozmaicona zabawa, średnia oprawa graficzna i fabuła, która nawet nie umywa się do kultowej "siódemki". Jeśli rzeczywiście producent gry tak perfidnie wykorzysta licencję tej serii, chyba zmienię zdanie co do geniuszu "kwadratowych"...