Devil Kings

Zastępy rozwścieczonych przeciwników, sześć katan dzierżonych przez postać tajemniczego samuraja, magia, piękne widoki i potencjał, który tylko Capcom był w stanie tak wyśmienicie wykorzystać...



W mgnieniu oka

Kilka tygodni temu miałem przyjemność zaprezentować Wam ten ciekawie zapowiadający się tytuł z pod ręki twórców serii "Resident Evil". Dynamiczny, naszpikowany efektownymi potyczkami produkt z pogranicza "Devil May Cry" oraz "Dynasty Warrior" - jak wypadł "w praniu"? Co okazało się prawdą, a co marketingowym ściemnianiem?

"Piękna blondynka"

"Devil Kings" od czasu zapowiedzi niewiele się "zmieniło". Fakt ten możemy zdecydowanie potraktować jako zaletę, choć na pewno nie dosłownie. Co otrzymaliśmy? Wybieramy jedną z kilku postaci dostępnych w grze, poprawiamy ekwipunek i lądujemy na jednej z wielu świetnie przygotowanych batalii ówczesnej Japonii. Same zadania nie wiele różnią się od siebie. Od taka "pusta", choć bardzo efektowna nawalanka w klimatach wojowników ninja oraz honorowych samuraji. Parę przypadkowo wciśniętych klawiszy, małe szczęście i liczba combosów sięga wyniku trzycyfrowego... Na szczęście czasami trafią się rodzynki i weźmiemy udział w konnym pościgu, by zatrzymać pędzącego gońca do jednej z przeciwnych armii, co diametralnie zmieni naszą przewagę na polu chwały.

Jak wspomniałem, system walki jest bardzo banalny, przypadkowy, ale równocześnie, dzięki ogromnej zadymie na ekranie, mocno wciągający. Serie ciosów na kilkudziesięciu przeciwnikach, eksplozje tuż obok naszego herosa, wielkie machiny oblężnicze i filmowy efekt murowany. Z drugiej jednak strony nawet tak perfekcyjnie opracowana strona wizualna nie zapewni długich wieczorów przy ograniczonym systemie ciosów, bo zaledwie składającym się z kilku "bajeranckich" kombinacji. Dobrze, że mamy do wyboru sześć postaci i samo zapoznanie się z ich skromnymi umiejętnościami utrzyma nas przy konsoli kilkadziesiąt minut...

Również zapowiadany rozwój postaci okazał się jedynie skromnym dodatkiem to całej konstrukcji. Losowo otrzymywane przedmioty, kilka statystyk, które możemy rozwinąć - szkoda gadać.

Mocną stronę tego tytułu stanowi sama prezentacja i wygląd naszych przeciwników. Tu nawet nie chodzi mi o ich genialną animację, zachowanie czy techniki walki, ale indywidualność i charakterystyczny strój każdego z oddziałów. Wojownicy ninja, mnisi, samuraje, przeróżnej maści oficerzy, wielgachne osiłki, dziwni szaleńcy z bombami w dłoniach, żołnierze zawieszeni na przeróżnych rodzajach latawca, łucznicy, muszkieterzy, a nawet starożytni legioniści. Ich zbroje, oręż, charakterystyczne techniki - jest na czym zawiesić oko i rozdziawić buzie w geście podziwu... Oczywiście nie sam wygląd jest najistotniejszym składnikiem naszych oponentów. To również bardzo dobra sztuczna inteligencja stanowi ich zaletę. Stosują różne taktyki, atakują w grupach, wykorzystują przewagę terenu oraz współpracują z każdą formacją w oddziale. I tak np. piechurzy zaatakują nas zbitą grupą, z boku dołączą do nich szermierzy, okrążyć nas spróbują żołnierze z tarczami oraz włóczniami, aby wepchnąć nas na wroga, a na pobliskim wzniesieniu odnajdziemy ekipę łuczników. Tak wygląda prawdziwa walka ze zorganizowanym oraz wytrenowanym przeciwnikiem. Brawo!

Podobnie jest z grafiką "Devil Kings". Od razu widać, że tu nie chodzi o złożoną i wymagającą rozgrywkę, a o kolorową, bardzo ładną oraz efektowną nawalankę. To wygląd tego produktu ma Cię przede wszystkim zatrzymać przy tytule Capcom i powiem szczerze, że robi to bardzo skutecznie. Drewniane umocnienia i konstrukcje, wielkie budowle, górskie wioski, ogromne przełęcze oraz dziesiątki świetnie wykonanych i animowanych przeciwników biegnących w Twoją stronę. Aż chce się wyciągnąć te sześć katan i zamachać nimi w geście krwawej euforii.

Niedobrze...

"Devil Kings" zapowiadało się naprawdę interesująco. Świetna oprawa, bardzo dobrze rozwiązana sztuczna inteligencja przeciwników, ale przede wszystkim moc efektów i filmowych fajerwerków. Niestety, równocześnie otrzymujemy mało wymagający, często banalny i w wielu momentach chaotyczny produkt. Dodatkowo brakuje opcji zapisywania stanu rozgrywki w każdym momencie gry, a także radaru, który ukazywałby nam naszą pozycję i cel misji. To wszytko czyni ten tytuł irytującym i niedopracowanym. Wielka to szkoda, gdyż Capcom zawsze potrafiło mile zaskoczyć każdego fana elektronicznej zabawy, a tym razem "zmajstrowało" jedynie płytką kopię największych szlagierów...

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy