Army of Two: The 40th Day

Cześć, nazywam się Dawid i jestem zagorzałym miłośnikiem starego kina akcji. "Zabójcza Broń", "Szklana Pułapka" czy "Brudny Harry" to...

...tylko niektóre z wielu produkcji, które zasługują na miano kultowych. W porównaniu do tamtych czasów większość dzisiejszych filmów to jedynie marne imitacje, którym nie warto poświęcać uwagi. Z jakiegoś powodu oglądanie zwykłego policjanta, który został uwikłany w niezwykły splot zdarzeń i musi odbić zakładników z wieżowca wypełnionego niebezpiecznymi terrorystami, jest niewyobrażalnie bardziej zachęcające, aniżeli oglądanie tego samego gliniarza parkującego radiowóz w znajdującym się w powietrzu helikopterze czy zeskakującego z lecącego 20 metrów nad ziemią samolotu myśliwskiego.

Reklama

Tajemnica sukcesu tych starych zasłużonych filmowych "perełek" polega na przedstawieniu najzwyczajniejszej w świecie osoby lub grupy osób, które w ekstremalnie trudnych warunkach dają z siebie wszystko, aby przetrwać i przechytrzyć swoich przeciwników. W dzisiejszym kinie liczy się tylko szybka akcja i coraz to bardziej wykręcone motywy eliminowania wrogów. Jeśli mogę wtrącić tu swoje trzy grosze to wydaje mi się, że dużo lepiej byłoby, gdyby projektowanie takich scen pozostawiono twórcom gier. Takim jak choćby Electronic Arts, które postanowiło stworzyć sequel Army of Two, swojej pierwszej strzelaniny TPP, w pełni nastawionej na kooperację. Fani dużej ilości akcji lub po prostu wszyscy ci, którzy lubią ogromną ilość wybuchów, powinni znaleźć się w swoim żywiole.

Pierwsza część Army of Two przedstawiała historię dwóch byłych zawodowych żołnierzy - Elliota Salema oraz Tysona Riosa. Po latach służby dla swojej ojczyzny panowie postanowili zmienić zawód i poszukać większej dawki adrenaliny, przygód i pieniędzy. Dołączyli więc do ogromnej wojskowej korporacji PMC, co niestety skończyło się fiaskiem, gdyż zostali oszukani i przez resztę fabuły próbowali znaleźć odpowiedź na pytanie: "dlaczego właśnie my?". Tytuł, jak to często bywa w tym gatunku gier, był krytykowany za kilka podstawowych błędów. Wielu recenzentom głównie nie spodobał się fakt, iż styl rozgrywki i zachowania głównych bohaterów na siłę zaczerpnięty został z filmu "Godziny Szczytu". Jednak rdzeń całej mechaniki, czyli dwaj niegrzeczni chłopcy przeciwko całemu światu, wydawał się być solidny, a - jak wykazały badania - graczom spodobała się funkcja, która pozwalała zmodyfikować każdą broń według własnego uznania.

W Army of Two: The 40th Day nasi dwaj najbardziej znani najemnicy postanawiają nieco się zrelaksować i spędzić miłe wakacje w Szanghaju. Błoga sielanka przerwana zostaje tuż po opuszczeniu autobusu, w momencie gdy terroryści przypuszczają atak na niespotykaną dotąd skalę. Zanim chwycimy za kontroler i rozpoczniemy właściwą rozgrywkę, naszym oczom ukazuje się zrealizowany z perspektywy zwykłego turysty filmik początkowy, który ukazuje miasto przed ogromnym zniszczeniem. Otwierające grę sekwencje filmowe nieco dezorientują, niemniej jednak są całkiem przyjemne dla oczu. Rozmiar wizualnych wrażeń z gry w "The 40th Day" znacznie przewyższa to, co mogliśmy zobaczyć w poprzedniej odsłonie. Przewracające się drapacze chmur, wlatujące w budynki Boeingi 747 czy wybuchy niszczące całe ulice to jedynie przedsmak tego, co czeka na nas w dalszej części rozgrywki. Wyżej opisane sceny budują prawdziwy, mroczny nastrój i przenoszą prosto do świata, gdzie będziemy mogli odwdzięczyć się za zniszczenie "wakacji".

W "The 40th Day" zachowało się wiele sprawdzonych funkcji z pierwszej części Army of Two, a co ważniejsze - większość z nich uległa została znacznej poprawie. Dla przykładu tzw. "system aggro", który także i w tej odsłonie sprawdza się jako niezastąpione narzędzie taktyczne. Dla nowych w temacie, "aggro" to termin, który EA Montreal (producent) używa do opisywania agresywnych działań. Korzystając z posunięć i sposobów ataku naszego partnera możemy wymyślić unikalną, idealną dla danego momentu strategię, która pozwoli nam w możliwie najlepszy sposób pozbyć się wrogich jednostek.

Na przykład w jednym z poziomów, w którym musimy zdążyć uciec z budynku, nasz partner stoi na jednym z gzymsów, podczas gdy my znajdujemy się w podobnej sytuacji, tyle że po drugiej stronie. W momencie kiedy zauważy nas przeciwnik, aby ułatwić nam nieco zadanie, nasz partner może albo po prostu zestrzelić ich przy pomocy karabinu snajperskiego, albo też skupić falę ognia na sobie, sprawiając, że przez chwilę staniemy się niewidzialni dla wroga i spokojnie będziemy mogli zajść go od tyłu lub po prostu uciec. To naprawdę świetne narzędzie, które bardzo dobrze sprawdza się nie tylko podczas sesji z żywym graczem, ale także wtedy, gdy postanowimy przejść grę w pojedynkę, wykorzystując do tego kontrolowanego przez konsolę pomocnika. Śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, że jest to jeden z najlepszych, najbardziej niezwykłych i przemyślanych rzeczy w całej grze. Ogromny sukces system ten zawdzięcza przede wszystkim AI przeciwników. Wrogowie za priorytet biorą sobie graczy, którzy w danym momencie próbują schować się za osłoną i tak dalej. Wrogie jednostki zyskały na inteligencji, wykonują stosunkowo przemyślane działania i bardzo rzadko zdarza się im po prostu wybiec zza osłony, by nas zaatakować (potrafią nawet zajść nas od tyłu, gdy zauważą, że przemieszczamy się w przenośną tarczą).

Architektura poziomów została przemyślanie zaprojektowana. Na każdej arenie znajdziemy sporo miejsc do schowania się, spokojnego namierzenia wroga ze snajperki lub do oflankowania wroga. EA Montreal naprawdę się postarało, poziom wykonania otoczenia jest naprawdę znakomity, a efekty specjalne nie jeden raz nas zaskoczą. Co ważniejsze, pomimo bardzo szczegółowych i dopracowanych modeli postaci, jakie występują w grze, a także całej masy efektów, wybuchów, etc., które towarzyszą nam przy każdej potyczce, nie zauważyłem znacznych przycięć ani zwolnień animacji - ilość klatek na sekundę trzyma stały poziom. Największą bolączką gry są okropnie długie loadingi, które nie powinny mieć racji bytu na tej generacji konsol. Nie pomaga także brak opcji pominięcia przerywników filmowych, dlatego warto starać się omijać kule wroga albo przygotować się psychicznie na oglądanie w kółko tych samych animacji. Może brzmi to trochę dziwnie, ale sytuacja ta automatycznie zniechęca do niesienia pomocy partnerowi (przeciągnięcia kolegi w bezpieczne miejsce, narażając się jednocześnie na gradobicie kul wroga), kiedy ten będzie jej potrzebował.

Działania drużynowe nadal grają tu główną rolę, mogą być wykorzystywane na kilka rozmaitych sposobów i wpłynąć na znaczne uskutecznienie prowadzonych akcji. Gracze, którzy postanowią przejść grę solo, zdecydowanie odczują brak realnego partnera. Co prawda, inteligencja naszego druha uległa poprawie i nawet czasami zdarza mu się uratować nas z opresji, jednak nie oznacza to, że wciąż nie popełnia on głupich błędów. Zgodnie z ogólnym założeniem Army of Two: The 40th Day stworzona została do rozgrywki co-op i tego powinniśmy się trzymać. Kiedy natkniemy się na nieprzyjaciela, który więzi zakładników, pokonanie go bez straty w cywilach będzie dużo prostsze, kiedy u naszego boku stał będzie żywy gracz. Używając zestawu słuchawkowego, możemy namówić kolegę do zajścia dowodzącego oficera od tyłu (lub zrobić to samemu) i zmuszenia go do wydania rozkazu poddania się pozostałym, by wraz z kompanem podejść do pozostałych żołnierzy i unieruchomić ich, wiążąc im ręce. W innych sytuacjach możemy skorzystać z dobrodziejstw nowych technologii, jakim niewątpliwie jest GPS pozwalający na identyfikację i oznaczenie wrogich jednostek. Dzięki temu zabiegowi drugi gracz otrzymuje dostęp do aktualnego rozmieszczenia przeciwników, co pozwala odpowiednio skoordynować wspólne działania. Jeżeli tworzymy zgrany zespół, śmiało można zaryzykować wypróbowanie taktyki "fałszywe poddanie". Polega ona na tym, że jeden z graczy podchodzi do wroga z uniesionymi rękoma w górze, podczas gdy drugi wyciąga broń i stara się zająć odpowiednio dobre miejsce do ostrzelania jednostek przeciwnika. W kulminacyjnym momencie oboje chwytają za wojenny oręż i w zwolnionym tempie mogą wyładować się na zdezorientowanych żołnierzach. Brzmi to może nieco skomplikowanie, ale uwierzcie mi, że "nie taki diabeł straszny, jak go malują".

Fabuła i bohaterowie są tym razem nieco bardziej "znośni" niż poprzednio. W grze natkniemy się na kilka ciekawych momentów, w których podjęta przez nas decyzja będzie miała przełożenie na to, jak w przyszłości inni będą oceniać naszych herosów. Każdy dokonany wybór okraszony jest komiksową wstawką, która ukazuje konkretne skutki dla postaci powiązanych z naszymi postanowieniami. Chociaż obrazki nie zapierają tchu w piersiach i wydaje się, jakby tworzone były na szybko, to mimo wszystko stanowią swego rodzaju ciekawą odskocznię.

Wszystkie najważniejsze atrakcje pierwszej odsłony Army of Two znalazły swoje odzwierciedlenie w drugiej części. Modyfikacja broni, zespołowa taktyka, system aggro etc. Nie dość, że ułatwiają i urozmaicają nam zabawę jak w "jedynce", to do tego zostały odpowiednio udoskonalone. Schemat kontrolowania powinien być przystępny dla każdego, kto kiedykolwiek grał w jakąś strzelankę na aktualnej generacji konsol. Podsumowując, EA kolejny raz dostarczyło wszystkim fanom solidnej, choć niestety nie wybitnej dawki wrażeń.Jeśli lubicie gry akcji i macie znajomego, który podziela wasze zainteresowania, to przy Army of Two: The 40th Day wspólnie spędzicie miłe chwile.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Electronic Arts | rozgrywki | broń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy