Ace Combat: The Belkan War

To prawdopodobnie jedna z ostatnich wysokobudżetowych i zrealizowanych z wielkim rozmachem produkcji na PS2. PlayStation 2 dumnie i z klasą powoli żegna się z milionową rzeszą fanów, do końca zapewniając nam zabawę na najwyższym poziomie...

Konsolowy Top Gun

Na pewno każdy weteran konsoli PlayStation oraz PlayStation 2 doskonale zna ten dobry i zawsze stojący na najwyższym poziomie tytuł firmy Namco. Oprócz przepięknej grafiki, rozmachu hollywoodzkiej produkcji, ogromnej ilości przygotowanych modeli samolotów, wciągających i dynamicznych misji, "Ace Combat", zwłaszcza przy okazji ostatnich części, prezentował złożoną i naprawdę wciągającą ścieżkę fabularną. Czym w takim razie ma zaskoczyć nas najnowsza część lotniczej serii japońskiego giganta? Wszystkim, ale z jeszcze większym "przytupem"...

The Belkan War

Szósta już z kolei część zabiera nas o piętnaście lat wstecz, jeszcze w czasy przed samymi wydarzeniami z "Squadron Leader". Mamy więc niepowtarzalną okazję przyjrzeć się z bardzo bliska, co tak naprawdę napędziło cały scenariusz piątej odsłony.

Belkan było bardzo potężnym państwem, zdolnym w każdej chwili stanąć w szranki nawet z całym światem. Niesamowita gospodarka, technologia niedostępna dla innych, ale przede wszystkim armia przygotowana do walki z każdym rodzajem wroga. Było tylko kwestią czasu, kiedy teoria zamieni się w praktykę... Dzięki budzącym strach u każdego siłom lotniczym, bardzo szybko oraz efektywnie pokonano i zdobyto większość sąsiadujących państw. Ty, jako gracz, wcielasz się w postać ukrywającego swoją tożsamość najemnika, który rozpoczyna swoją powietrzną wendettę wraz z państwami sprzymierzonymi. Całą historię naszego bohatera poznajemy poprzez młodego reportera, którego mocno zainteresowały nasze wyczyny. Przyjrzymy się sylwetkom ludzi, którzy poznali naszego asa, ale równocześnie tym, którzy prawie zginęli, walcząc przeciwko niemu. Dzięki fantastycznie zrealizowanej technologii "blue screen", której zalety mogliśmy podziwiać już przy takich produkcjach, jak "Black" czy "Need For Speed: Most Wanted", możemy spojrzeć na wojnę nie tylko z perspektywy jednego żołnierza, pilota. Ujrzycie, również inne, często bardzo dramatyczne, ale i wiarygodne skutki największych zapędów człowieka - wojny. Nazywany przez pilotów "Demon Lord", nasz główny bohater, napotka wiele bardzo miłych i udanie wkomponowanych nawiązań do poprzednich części: "Yellow Squadron" z czwartej części czy Pops, którego dobrze poznaliśmy w przedostatniej odsłonie serii. Takie "oczko" puszczone przez twórców gry do wiernych fanów serii. Bardzo miły gest, który na dodatek jeszcze bardziej urozmaicił oraz uatrakcyjnił linię fabularną.

Drążki w dłoń!

Przygotowane misje, choć było to już prawie niemożliwe, prezentują jeszcze większy rozmach. Ilość jednostek, jakie występują na ekranie - czy to latające, pływające lub stojące - po prostu powala. Teraz, choć byłem tego pewien już w poprzedniej części, naprawdę czujesz, że uczestniczysz w czymś bardzo ważnym, złożonym i nie polegającym tylko na Twojej osobie. Jesteś małym ogniwem w wielkiej, wojennej machinie...

Podoba mi się fakt, że często zdarzają się zadania, w których musisz wybrać, do jakiej eskadry chciałbyś dołączyć. Mimo że jesteś kozakiem przestworzy, asem i ogromną indywidualnością, wojnę możesz wygrać tylko poprzez współpracę i grę zespołową. Z tego względu dla każdej ekipy czekają zupełnie inne zadania, co całą rozgrywkę czyni mocno złożoną, ale i atrakcyjną do ponownego ukończenia.Czekasz, aż zaprezentuję Ci konkrety? Zadania, jakie na Ciebie czekają? A więc usiądź wygodnie, uruchom wyobraźnię i przygotuj poduszkę, na której miękko wyląduje Twoja dolna szczęka. Powalające swoim przepotężnym rozmachem misje odbijania okupowanych miast, atak na górskie fortece czy wręcz apokaliptyczna potyczka ze wszystkimi siłami wroga na terenie futurystycznych pól magnetycznych i laserowych wież. Jak to wszystko wygląda i działa, nie muszę chyba mówić. Jeśli grałeś w poprzednie części, doskonale wiesz, na co stać ekipę Namco. Potem pomnóż to przez dwa i będziesz wiedział, co proponuje "The Belkan War". Natomiast jeśli jakimś cudem udało Ci się uciec z bezludnej wyspy i nigdy nie grałeś jeszcze z serię "Ace Combat", proponuję przystąpić do zabawy od czwartej części. Twoje receptory nie wytrzymałyby wstrząsu, jaki palnie w ciebie przy odpaleniu "szóstki".

Nowością dla serii na pewno jest (w końcu) wprowadzenie bardzo dopracowanego i atrakcyjnego multiplayera. Początkowo obawiałem się tylko jednego problemu natury czysto technicznej. Jaka będzie widoczność w czasie grania na "split-screenie", no i czy PlaySation 2 pociągnie w ogóle taką imprezę. Jak się szybko okazało, w ogóle niepotrzebnie zamartwiałem się takimi pierdołami. Dzięki misjom Dogfight, kooperacyjnym oraz szalonym wyścigom pomiędzy graczami, opcja ta jest niesamowicie wciągająca i atrakcyjna dla każdego fana powietrznych posiedzeń z przyjaciółmi.

Kolejną nowinką jest tak zwana reputacja, jaką tworzymy sobie w czasie grania w "Ace Combat: The Belkan War". Jej mechanizm jest bardzo prosty i na pewno nie ma co liczyć na ogromną złożoność, niczym z "Grand Theft Auto: San Andreas". Po prostu na mapie, w czasie każdej misji pojawiają się żółte kropki. Symbolizują one neutralne obiekty oraz jednostki, które mają już dość walki i chcą opuścić pole batalii. Oczywiście obowiązuje nas prawo wyboru i podjęcie decyzji, czy danego delikwenta wysyłamy do piachu, czy oszczędzamy i pozwalamy bezpiecznie odejść. Dzięki temu otrzymujemy odpowiednio przezwiska: Knight, Mercenary albo Soldier.

Na koniec kwestia najważniejsza. "The Belkan War", oprócz fantastycznych misji i dynamicznej rozgrywki, oferuje nam jeszcze jeden, praktycznie najważniejszy patent. Oprócz zwykłych pilotów, z jakimi przyjdzie nam walczyć, na niebie często możemy napotkać asa belkańskiej armii, a nawet całą eskadrę kozaków, którzy tylko cierpliwie czekają, aż bardzo dosłownie urwą Ci ogon. Potyczki z nimi to prawdziwy majstersztyk, gdzie wysoka inteligencja przeciwnika, bardzo efektowne i efektywne prowadzenie maszyny przez każdego z takich mistrzów powietrznej kierownicy budują wrażenie, że walczymy z żywym i cholernie doświadczonym pilotem. Wielkie brawa!

Blask!

Element oprawy A/V w tym wypadku osiągnął już najwyższy, światowy poziom. Jakość wykonanych maszyn, tekstury i architektura poszczególnych map, dbałość, z jaką dopracowano chmury, które teraz znajdują się na różnych wysokościach, góry tak realistyczne, jakby wyjęte z najpiękniejszych pocztówek i na pewno gra świateł oraz cieni. Klasa sama w sobie. Respekt.

Sprawa ścieżki dźwiękowej to bez wątpienia biblia każdego gracza i maniaka lotniczych potyczek: krzyki trafionych pilotów, eksplozje, świstające pociski, fruwające rakiety i huk rozgrzanych dysz. Porządne kino domowe i palpitacja serca gwarantowana.

Top Score

Bez wątpienia. Gdyby nie poprzednie części, "The Belkan War" byłby najlepszą grą w swoim rodzaju, tytułem przepięknym, posiadającym interesującą i mądrą historię, ale przede wszystkim misje, które staranują zmysły u każdego gracza. Polecam każdemu, bo to bez wątpienia jeden z ostatnich tytułów na PS2, który prezentuje tak wysoki poziom.

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Guardian | PlayStation Vita | misje | Ace
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy