Knights Contract

Jako fan wszelkiego rodzaju nawalanek, naparzanek i naklepywanek, ucieszyłem się niezmiernie, kiedy usłyszałem o tym, że powstaje Knights Contract. To soczysty, mięsny, bez kości slasher, przy którym spędzę pewnie kilka długich wieczorów...

Ach, szkoda, że twórcy Knights Contract nie zdążą z premierą swojej gry na tegoroczną jesień, bo nie marzę o niczym tak, jak o kilku zimowych wieczorach przy jakimś solidnym slasherze. Ten zapowiada się znakomicie i już nie mogę się doczekać premiery w pierwszym kwartale przyszłego roku. Ale dosyć już o moich upodobaniach - pomówmy wreszcie o grze!

Za Knights Contract stoi Namco Bandai (które tworzy je rękami pracowników studia Game Republic), więc na pierwszy rzut oka można by się po nim spodziewać rozgrywki w japońskim stylu. No, może i trochę taka będzie, lecz inspiracje twórcy czerpią nie z japońskiej literatury, a z europejskiej - a dokładnie z genialnego utworu jeszcze bardziej genialnego autora, czyli "Fausta" Goethego.

Reklama

Rozgrywka Knights Contract będzie się toczyć w średniowiecznych Niemczech. Głównym bohaterem opowiedzianej w nim historii będzie jegomość o niemieckobrzmiącym imieniu Heninrich (czyli po naszemu - Heniek). Na razie to tyle nawiązań do Niemiec, bo w chwili obecnej więcej nie ujawniono, ale na pewno w finalnej grze pojawi się ich więcej. Chociaż jeśli przypomnimy sobie Dante's Inferno, to zrozumiemy, że ostatnio producenci gier upodobali sobie ostatnimi czasy bardzo luźne inspiracje.

Wróćmy jednak do Heinricha i opowieści o nim. Mianowicie - jest on łowcą czarownic (wiedźmin? toż to nie nawiązanie do niemieckiej literatury, ale do polskiej!), który po zabiciu jednej z nich zostaje obarczony klątwą nieśmiertelności, a ponieważ czarna magia jest w tym świecie zakazana, "Heniek" zostaje wygnany. Los się jednak do niego uśmiecha. Z niewiadomego miejsca nadchodzi pradawne zło, a nasz bohater stoczy z nim walkę, stając u boku zabitaj wcześniej wiedźmy (zmartwychwstanie?). Jeśli uda mu się wygrać, kobieta przywróci mu śmiertelność.

Wspomniana wiedźma, obdarzona imieniem Gretchen, będzie w Knights Contract ważną postacią. To wraz z nią będziesz walczył z całym złem, które na ciebie czyha, i będziesz musiał zadbać, żeby nic złego jej się nie stało. Tobie nic nie grozi, bo jesteś nieśmiertelny, dlatego też jedyny pasek zdrowia, jaki pojawi się na ekranie, będzie należał właśnie do twojej towarzyszki. Na szczęście Gretchen nie jest całkiem bezbronna. W końcu jest wiedźmą i zna niejedną magiczną sztuczkę, więc nie raz i nie dwa należycie potraktuje obrzydliwych przeciwników, którzy na was wyskoczą.

Właśnie, co do przeciwników, to będziesz miał w Knights Contract do czynienia z tyloma ohydztwami z piekła rodem, iż po kilkugodzinnej rozgrywce nie będziesz mógł usnąć. A co jakiś czas będziesz musiał stoczyć pojedynek z bossem, podczas którego na twoje czoło wystąpi pot. Przynajmniej tak sobie to wyobrażam, bo przecież mówimy o slasherze japońskim.

Pokonując kolejnych wrogów, dwójka głównych bohaterów będzie zdobywała doświadczenie, które potem zamieni na dostęp do nowych śmiercionośnych ciosów (Heinrich) oraz coraz potężniejszych zaklęć (Gretchen). Jeśli będzie ci dobrze szło (co zobaczysz w pojawiających się co etap statystykach), dostaniesz od gry dodatkowe bonusy.

Zanim poznamy tę "niemiecką" historię, jaką szykują dla nas ludzie z Game Republic, jeszcze trochę wody w Łabie będzie musiało upłynąć. Knights Contract ukaże się dopiero w 2012 roku, na X360 i PS3. No trudno, poczekamy...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy