Japońskie gry powoli odchodzą w zapomnienie?

Od kilku lat można zaobserwować sporą zmianę w branży gier. Biegun przesunął się z Japonii na Zachód i to właśnie w tym drugim miejscu pojawiają się produkcje, które sprzedają się w milionach egzemplarzy. Nie wszystkim to odpowiada.

Otóż czasy, w których to japońscy producenci dyktowali warunki i ustalali trendy w projektowaniu gier, minęły i nie wiadomo, czy w ogóle wrócą. Obecnie obserwuje się wysyp doskonałych tytułów z USA oraz Europy. Marka Call of Duty sprzedaje się w milionach egzemplarzy, a nawet niegdyś niedościgniony wzór wśród gier sportowych, czyli Pro Evolution Soccer, został pobity przez FIFĘ od Electronic Arts. To trudne czasy dla japońskich deweloperów, którzy obecnie wprost mówią o swoich niepowodzeniach.

"Jest ciężko. Jak dobrze wiecie, branża bardzo się zmieniła. To całkiem nowy biznes w porównaniu do tego, co było pięć lat temu. Mam też przeświadczenie, że wielu graczy z Zachodu nie gra w japońskie produkcje już więcej, albo nawet nigdy w nie grało. Po prostu się nimi nie interesują" - żali się Tak Fujii z Konami.

Reklama

Podobnego zdania był już wcześniej twórca popularnego niegdyś Mega Mana, czyli Keiji Inafune, który w 2009 roku wypowiedział słynne słowa "Japonia nie żyje" i stwierdził, że "patrząc dookoła widzę paskudne gry na Tokio Games Show". Niedługo potem odszedł z Capcomu, w którym pracował przez wiele lat.

Największe obawy japońskich producentów budzi popularność marki Call of Duty. Nie kryje tego Tak Fujii. "Na Zachodzie jest wielka marka z gatunku FPS. Osiąga naprawdę imponujące liczby. Być może nawet połowa z tych graczy, którzy kupili grę z tej popularnej serii, kupiło specjalnie pod nią sprzęt i nie gra w nic innego. Mają jedną grę i cały czas dokupują mapy, DLC i kolejne dodatki. Nigdy nie grali w gry sportowe, akcji, a już na pewno nie interesują ich japońskie produkcje" - mówi Fujii.

Według niego sporo w branży namieszał Microsoft, który z hukiem wbił się na rynek ze swoim pierwszym Xboksem, a następnie kolejną generacją tego sprzętu."Jeszcze zanim Microsoft wszedł na rynek gier, centrum producenckie było przy Nintendo i Sony, czyli tutaj w Japonii, co nam bardzo odpowiadało" - twierdzi.

Japończykom zdaje się będzie trudno odbudować swój wcześniejszy status. Cały czas słyszy się o problemach Nintendo - największego japońskiego giganta i producenta gier. Miejmy jednak nadzieję, że jeszcze z Kraju Kwitnącej Wiśni wyjdzie sporo dobrych tytułów, które docenią także gracze z Zachodu.

Gry wzmacniają kreatywność u dzieci

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama