Burnout Revenge

Czy kolejna część, kultowej już serii nadal może nas czymś zaskoczyć? Czy najnowszy "Burnout Revenge" nadal ma ten wielki potencjał? Mocny, wstrząsający, pełen niezdrowego "powera" i iskry?

To już czwarta część - nikomu jeszcze, nawet Rocky'emu, nie udało się tak długo trzymać mocną gardę - a "Burnout" nadal "rześki" stoi w narożniku...

Uliczne Fatality

Kiedy osiągnąłem "setkę", wiedziałem, że nadchodzące wydarzenia nie będą przyjemne. Leniwe skrzyżowanie, masa pojazdów i ja pędzący czerwonym ścigaczem. Najpierw skok z pobliskiej "hopy", "slide" po dachu jednego z autobusów, następnie "boczkiem" w dwa pobliskie samochody, eksplozja i lotem "szerszenia" lądowanie na pobliskim parkingu. Kolejne koszenie i wszystko łączy się w jedną, motoryzacyjną apokalipsę... Mama byłaby dumna...

Diabeł tkwi w szczegółach

Zacznijmy może od przyjemnej części - opcja Crash. Najpierw wybór auta i pierwsze "wyboje". Wydawałoby się, iż lekki i szybki "fur" nie będzie w stanie zrobić zbyt wielkiej zadymy, natomiast ciężki i wolny jak najbardziej. Nie do końca... Otóż na końcowy efekt wpływ ma wiele czynników. Wszystko zaczyna się już na linii startu. Niczym w "Everybody's Golf" pojawia się pasek gazu, który musimy odpowiednio ustawić. Najpierw wklepujemy krzyżyk, aby obroty się zwiększyły, a potem trafić na górny i dolny zakres kreski. Jeśli Ci się to nie uda to, albo zapomnij o "zrywie", ew. o silniku. Po prostu eksploduje. Wracając do naszego "Crash Mode", kiedy już ruszysz i wybijesz się na jakiejś "hopce" niczym Małysz, musisz sterować furą w locie. Wykorzystać wiatr, minąć łukiem latarnię i wpaść z impetem w środek skrzyżowania. Brzmi tandetnie, ale zapewniam Was, że efekt miażdży! Następnie, po kilku trafieniach, na ekranie pojawiają się symbole klawiszy, które w szybkim czasie wklepane, pomogą nam na osiągnięcie mocnego "Crashbreakera". To zaowocuje kolejną, wielką eksplozją i przy odrobienie szczęścia Twoje auto znajdzie się na innym poziomie danej miejscówki - np. na piętrowym parkingu obok...

Zemsta!

Zapewne kilku z Was, Drodzy Gracze, zastanawia się, czym jest tytułowa "Zemsta" (Revenge) w tytule najnowszej odsłony "Burnouta"? Już tłumaczę. Otóż możemy teraz taranować samochody cywilne. Niestety, nie wszystkie, a jedynie te jadące przed nami, czyli w tym samym kierunku. Reszta - jadące z przeciwnej strony, wyjeżdżające z przecznic - nadal stanowią przeszkodę. Co dało takie rozwiązanie? To taka swoista zabawa w "bilard". Na pełnej prędkości uderzasz w samochód jadący przed Tobą i podziwiasz efekt. Poszkodowany efektownie obija się o inne pojazdy, uderza o pobocze, a ty ściągasz za to odpowiednie profity. Jak zapewne się domyślacie, podobną strategię można wykorzystać przeciwko innym uczestnikom wyścigu - ba, nawet trzeba! Rekcja łańcuchowa, przypadkowe trafienia i "łup" w nadjeżdżającego przeciwnika. I tu pojawia się opcja "Revenge" - nie tylko my możemy komuś zaserwować "takedown". My również możemy oberwać. I wtedy ambitny gracz postanawia dokonać zemsty na takim ulicznym cwaniaczku. Winowajca zostaje podświetlony przez konsolę na czerwono, a jeśli nam się uda trafić takiego oponenta, to nagroda będzie naprawdę sowita... Bo zemsta smakuje najlepiej na zimno. W tym przypadku chyba tylko na gorąco?!Zawsze byłem drugi...

Oczywiście "Burnout Revenge" oferuje szereg innych, równie wciągających patentów. Nie będę ich wszystkich wymieniał i przedstawię tylko te przeze mnie wybrane.

"Takedown Book" i "Takedown Sheet" to mieszanka przeróżnych zadań - trafić przeciwnika w określonym miejscu, wbić wroga w określoną bandę, wyskoczyć z odpowiedniej platformy, aby wpaść na nadjeżdżający samochód itd.

"Eliminator" i jego działanie jest bardzo proste - wygrywa ten, kto ostatni odpada, a opcja "Road Rage" to misja, w której obowiązuje 30-sekundowa częstotliwość "takedownów". Nie wyrabiasz normy - out!

Maks co może z Ciebie być...

Najnowszy "Revenge" to ostatnie soki, jakie udało się wycisnąć z poczciwej "czarnulki". Mimo że to już kilka mocnych lat na rynku, PlayStation2 nadal potrafi zachwycić nawet najbardziej wybrednych. Przede wszystkim konstrukcja tras. Oprócz tego, że technicznie i merytorycznie są fenomenalne, to do tego pełne od niesłychanie skomplikowanych i efekciarskich skrótów. Ich stosunek do właściwej trasy jest wprost proporcjonalny. Dwanaście kilometrów wyścigu to tyle samo skrótów. Opuszczone garaże, wąskie uliczki - czasami naciąłem się nawet na zbyt długie "skróty". Natomiast powracając do obłędnego wykonania silnika gry, to - jak już wspomniałem - mistrzostwo świata w wadze ciężkiej. To po prostu zapiera dech w piersi. Chciałbym, aby wszystkie dzisiejsze wyścigówki wyglądały tak jak nowy "Burnout"! Poważnie...

Kult zachowany

Dawno tak dobrze się nie bawiłem. Zero ograniczeń, błędów, wpadek, niedopatrzeń - wszystko zostało dopieszczone do najmniejszego detalu. Grafika, muzyka, urozmaicona zabawa, pomysł, wykonanie, czas gry, poziom trudności - to wszystko powoduje niewyobrażalne dotąd odczucia. Gdyby nie fakt, że jest to kolejna część serii, byłaby to najlepsza gra, jaka pojawiła się w 2005 roku. A tak, mamy najlepszą w swojej klasie i serii...

Reklama
INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama