Sniper: Ghost Warrior

Pamiętna misja w Czarnobylu z pierwszego Modern Warfare dobitnie udowodniła, jak emocjonujący mógłby być tytuł pozwalający rozsmakować się w snajperskim fachu. Aż dziw bierze, że na totalnie wyeksploatowanym rynku pierwszoosobowych strzelanin wątek ten był do tej pory tak skrzętnie pomijany.

Sniper: Ghost Warrior próbuje wypełnić tę lukę. Projekt rodzimego developera oferuje średnio rozbudowanego multiplayera (3 tryby, kilka map i boje toczone przez maksymalnie 12 graczy jednocześnie) oraz zróżnicowaną kampanię dla pojedynczego gracza, w której mamy sposobność wcielić się w kilka postaci.

Naturalnie większość z 16 misji przypada w udziale tytułowemu snajperowi.

Snajperem być

Sama mechanika strzelania z karabinów snajperskich jest zaprojektowana przystępnie i z głową. Gra uwzględnia wpływ wiatru na lot kuli i odległość od celu, jednakże ma to realne znaczenie jedynie na najwyższym poziomie trudności, wtedy bowiem nie pojawia się ułatwienie w postaci specjalnego markera podpowiadającego nam, w które miejsce uderzy pocisk.

Pozostaje jeszcze efekt slow-motion, który na krótką chwilę stabilizuje celownik i spowalnia całą akcję. Wpływ na wszystko ma również puls. Większy wysiłek okupujemy szybszym tętnem, to zaś z kolei w prosty sposób przekłada się na większe trudności z dokładnym celowaniem. Już niejako na marginesie warto pochwalić efektowne ujęcia kamery śledzącej lot kuli przy najprecyzyjniejszych headshotach. Widok to dość częsty, ale sycący zarówno za pierwszym, jak i trzydziestym razem z rzędu.

Reklama

Akcja przede wszystkim

Pamiętać przy tym należy, że gra stawia nacisk na akcję, ciężko więc postrzegać Snipera w kategoriach symulatora z prawdziwego zdarzenia, w którym godzinami grzejemy jedno miejsce, czekając cierpliwie, aż na horyzoncie pojawi się danie główne, czyli jakaś ważna szycha do odstrzału. Totalni maniacy realizmu raczej się tu nie odnajdą, z drugiej zaś dzięki emocjonującym momentom i częstym zmianom perspektywy nie sposób się nudzić.

By rozgrywkę nieco urozmaicić i nadać całości większej dynamiki, w kluczowych dla scenariusza momentach przejmujemy kontrolę nad członkiem grupy uderzeniowej, wtedy zaś w odstawkę idą akcje z zaskoczenia. Działamy szybko i zdecydowanie, zaś zabawa zaczyna niebezpiecznie przypominać budżetowe produkcje spod szyldu Code of Honor. W oczy kłują przede wszystkim bezmyślnie rozstawione skrypty i średnio rozgarnięty przeciwnik, który uwielbia pojawiać się za naszymi plecami, a gdy już wkroczy na pobojowisko, ma na ogół niewiele sensownego do pokazania, naturalnie poza zajęciem z góry upatrzonej pozycji i strzelaniem na oślep w naszym kierunku.

Znacznie ciekawiej przedstawiają się te fragmenty, w których podziwiamy w akcji duet snajper-spotter. Bywa, że kontrolę nad strzelcem przejmuje komputer, z kolei gracz wciela się w obserwatora, który przemyka pomiędzy określonymi punktami i z pomocą lornetki oznacza cele do sprzątnięcia. Zadania realizowane w wyżej wymienionym składzie są definitywnie najbardziej emocjonującymi z całej kampanii. Obserwator zabunkrowany na jakimś wzniesieniu ma pełny obraz sytuacji, dlatego przekazywane przezeń informacje bywają cenne i niejednokrotnie mogą uratować nam skórę. Bywa wreszcie, że na misję wyruszamy bez jakiegokolwiek wsparcia, wtedy też priorytetami stają się ostrożność i celne oko, bo tylko od nas samych zależy, w jaki sposób rozegramy dany etap.Skradanie do poprawki

Z powyższym wiąże się pewna niekonsekwencja i niedoskonałość zaimplementowanego systemu skradania. W związku z profilem gry i postacią, w którą się wcielamy, oczywistym jest, że gra premiuje ciche załatwianie sprawunków i ostrożne przemykanie za plecami nieświadomych niczego przeciwników. Jednak mimo wszystko powinno się dać grającemu jakieś pole manewru czy też prawo wyboru. Tymczasem tutaj wykrycie niejednokrotnie wydaje się być kwestią przypadku bądź nawet karą za wyeliminowanie całego patrolu minutę wcześniej.

Gra w dość nachalny sposób narzuca pewien schemat rozgrywki. Jeśli trzymasz się tego planu, możesz liczyć na nagły atak ślepoty w szeregach wroga, jeśli jednak zrobisz krok w złą stronę bądź rozegrasz akcję nie po myśli scenarzystów, gra w bezsensowny i często przypadkowy sposób nagrodzi cię alarmem. Tragedii wielkiej nie ma, gdyż w wielu misjach jest on dopuszczalny, są jednak momenty, w których ewentualna wpadka automatycznie kończy zabawę i nie ma innej rady, jak tylko cofnąć się do ostatniego punktu zapisu. W grze zmuszającej nas do częstego czołgania się w gęstwinie, system skradania powinien być dopracowany do perfekcji, jednak na chwilę obecną jest jej najsłabszym ogniwem.

Drugą największą bolączką jest sztuczna inteligencja. Przeciwnik bywa ślepy i głuchy, zdarza mu się dreptać w miejscu bądź nawet reagować z opóźnieniem na odstrzelonego przed chwilą kumpla, gdy jednak odpowiedni wskaźnik na ekranie zabarwi się na czerwono, stajemy się widoczni niczym supermarket wybudowany w samym środku lasu. W jednej chwili wszyscy zaczynają strzelać we właściwym kierunku, nie wyłączając nawet tych, którzy dopiero za moment pojawią się na placu boju. Z uwagi na spore, rozległe przestrzenie, irytować może także ich przesadna celność.

Graficzna perełka

Dochodzimy wreszcie do kwestii technicznych. Mogę powiedzieć jedno - Chrome Engine 4 naprawdę daje radę, a ekipa świetnie poradziła sobie z okiełznaniem jego potencjału. Pobieżny rzut oka na grę świateł i cieni, barwne plenery i fantastyczną roślinność nasuwa jednoznaczne skojarzenia z Crysisem. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. Grafika Snipera nie jest aż tak szczegółowa, świat wbrew pozornej swobody częstokroć stawia nam przed nosem niewidzialne ściany, a bardziej złożona fizyka w zasadzie tu nie istnieje (wszystkie większe obiekty są przyspawane do podłoża i żadna siła ich nie ruszy). Modele postaci również szczegółowością nie grzeszą, momentami razi także dość nieudolna animacja. Generalnie można by było to i owo dopracować, tym niemniej w ogólnym rozrachunku wizualna strona gry prezentuje się kapitalnie. Nie sposób również narzekać na kwestie związane z optymalizacją programu. Save'y wczytują się ekspresowo, a zabawy nie psują niespodziewane spadki płynności.

Wydawać by się mogło, że firma kojarzona z taśmową produkcją prostych, schematycznych shooterów nie poradzi sobie z tak ambitnym projektem. Sniper: Ghost Warrior jest pierwszą poważną próbą zawalczenia o zupełnie nowy segment rynku. Nie jest to może tytuł całkowicie spełniający pokładane w nim nadzieje, zaś w pewnych momentach wyraźnie czuć smrodek budżetowych, staroszkolnych rozwiązań. Koniec końców jednak w Snipera jak najbardziej warto zagrać. Zmiany są, kierunek obrano właściwy, czekamy na więcej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy