Medal of Honor

Electronic Arts przed premierą Medal of Honor było pewne siebie. Mówiło się, że stara marka po powrocie na rynek skopie tyłek listopadowemu Call of Duty: Black Ops. Czy jej się to uda? Wątpliwe, oj, wątpliwe...

Nie neguję w żadnym wypadku sukcesu finansowego nowego Medal of Honor, który najpewniej uda mu się osiągnąć, jednak umówmy się, że marketing i siła marki to jedno, a rzeczywista jakość - drugie. W tych dwóch pierwszych aspektach MoH jest niebywale silny, w trzecim już nie...

W najnowszym Medal of Honor wcielasz się w członków elitarnego, amerykańskiego oddziału Tier 1, do którego wstęp mają tylko najlepsi rekruci, poddani wcześniej dziesiątkom morderczych testów. Trafiasz do Afganistanu, gdzie bierzesz udział w szeregu misji, skupiających się na walce z tamtejszymi talibami. Tier 1 jest znane z doskonale opanowanej sztuki kamuflażu, więc niejednokrotnie musisz działać z ukrycia, ale spokojnie, nie brakuje tu tego, co wojskowe tygryski lubią najbardziej - strzelania.

Reklama

Misje przygotowane przez twórców są naprawdę niezłe. Na początku możesz odrobinę narzekać na niezbyt wysokie tempo akcji, ale w końcu wzrasta ono wreszcie do zadowalającego poziomu. Na ekranie dzieje się naprawdę sporo, a ty raz się kryjesz, raz strzelasz, a raz robisz jedno i drugie (wcielając się w snajpera i wypatrując przeciwników z bezpiecznej odległości). Wszystko fajnie, tylko że kiedy już Medal of Honor rozkręci się na dobre... kończy się. Z tak krótką kampanią nie miałem do czynienia chyba nigdy. Wyobraź sobie, że tę tutaj da się spokojnie ukończyć w cztery godziny i wcale nie jest to wybitne osiągnięcie. Jeśli chcesz wydłużyć sobie zabawę, radzę ustawić najwyższy poziom trudności.

"No dobrze, ale przecież Call of Duty: Modern Warfare 2 też było krótkie?" - na pewno zadałeś sobie w myślach już to pytanie, dlatego spieszę z odpowiedzią. Tak, Call of Duty: Modern Warfare 2 też było krótkie, jednak tam zabawę wydłużał tryb Spec Ops, przy którym spędziłem dwa razy tyle czasu, co przy kampanii (tutaj też są niby dodatkowe misje, ale nawet nie warto o nich wspominać), a już absolutnym megawydłużaczem rozgrywki była oczywiście opcja multiplayer.

Multi jest i w Medal of Honor, oczywiście, tylko że nie umywa się do tego z Call of Duty: Modern Warfare 2. Szczerze? Jeśli interesuje cię przede wszystkim opcja wieloosobowa, to polecam ci ponowne odpalenie ubiegłorocznego przeboju od Activision, zamiast kupowania świeżutkiego Medal of Honor. Tym razem niestety studio EA DICE, autorzy popularnej, multiplayerowej serii Battlefield (w tym ostatniej, świetnie ocenianej odsłony - Bad Company 2), nie podołali zadaniu.

To dziwne, bo tryb sieciowy w Medal of Honor stanowi połączenie tego, co gracze poznali i polubili w Battlefield: Bad Company 2, jak również w Call of Duty: Modern Warfare 2. Jednak okazuje się, że nie wystarczy odgapić, aby dostać piątkę. Jeżeli jesteś multiplayerowym weteranem, będziesz bardzo niemile zaskoczony faktem, że tutejszy multi został do bólu uproszczony. Spodoba się on o wiele bardziej nowicjuszom, dla których będzie to coś nowego, lecz ich z kolei może wkurzyć słabe zbalansowanie trzech dostępnych klas postaci: strzelca, komandosa oraz snajpera, a także kilka innych niedoróbek. Im więc również polecę odpalenie starszego, ale o wiele lepszego i bardziej dopracowanego multi z Call of Duty: Modern Warfare 2.

Rzeczą, która dokucza i w singlu, i w multi, jest oprawa graficzna. O dziwo, nie tylko tryb wieloosobowy, ale i ona jest w Medal of Honor na gorszym poziomie niż w Call of Duty: Modern Warfare 2 (wybaczcie te ciągłe porównania do gry Activision, ale EA zdecydowanie się na niej wzorowało, co widać co parę kroków). Na przedpremierowych screenach produkcja prezentowała się bardzo smakowicie, a w rzeczywistości oglądasz coś, co widziałeś już rok czy dwa lata temu, w wielu innych FPS-ach. Nie najlepszej jakości tekstury, brzydkie efekty specjalne (wybuchy są straszne!), a do tego bugi w postaci np. przenikających się tekstur. W porządku, oprawa nie jest najważniejsza, jednak w dzisiejszych czasach gra pretendująca do miana przeboju powinna wyglądać o wiele, wiele lepiej. A już tym bardziej gra stworzona przez EA!

Z tego, co napisałem powyżej, wynika, że Medal of Honor jest shooterem bardzo słabym, ale to byłoby dla niego krzywdzące określenie, więc chciałbym sprostować - nie jest to ani przebój, ani słabeusz, tylko zwykły przeciętniak. A w recenzji skupiłem się na wadach przede wszystkim dlatego, iż Electronic Arts tak przed premierą napompowało balon, że miałem nadzieję na prawdziwy megahit. No i się przeliczyłem...

Teraz nadzieja w Call of Duty: Black Ops, które powinno bez większych problemów zdetronizować Medal of Honor. Czy zrobi to liczbą sprzedanych egzemplarzy, nie mam pojęcia, ale jakością prawdopodobnie tak. Nie chce mi się wierzyć, że Activision mogłoby sobie pozwolić na wydanie takiego przeciętniaka, jakiego wydało Electronic Arts. Jednak z ostatecznym werdyktem wstrzymajmy się do listopada, w którym premierę będzie miał właśnie nowy CoD.

Humory w Electronic Arts nie powinny być jednak takie złe. W końcu Medal of Honor wrócił po długiej przerwie i dopiero zaczyna swój bieg po kolejne (po latach) wielkie sukcesy. Sami pracownicy EA przyznają, iż to dopiero początek planowanego maratonu. Aby firma była zainteresowana produkcją kolejnej odsłony, wystarczyły cztery miliony sprzedanych egzemplarzy, które Medal of Honor ma jak w banku. Oby tylko następny MoH był przynajmniej o klasę lepszy...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: uda | Electronic Arts | Call of Duty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy