Kody lekarstwem na rynek wtórny gier?

Nie tylko piraci uderzają w kieszenie studiów tworzących gry. Paradoksalnie także gracze kupujący oryginalne gry. Wszystko przez rynek wtórny, ale jak widać i na to znajdzie się rada.

Może w Polsce ten zwyczaj nie jest aż tak rozpowszechniony, ale w USA największe sieci sklepów z grami już od dawna umożliwiają swoim klientom sprzedawanie używanych gier. To oczywiście rozwiązanie dobre dla graczy, ale niezbyt dobre dla deweloperów, gdyż ogranicza uzyskiwane przez nie przychody. Jednak radę na to ma David Braben, założyciel studia Frontier Developments (mającego na koncie takie tytuły jak RollerCoaster Tycoon 3, Wallace and Gromit in Project Zoo czy LostWinds). "Inną możliwością jest oferowanie dodatków, lub nawet części gry, za pomocą kart-zdrapek albo unikalnych kodów wsadzanych do pudełek. W ten sposób te dodatki będą możliwe do zdobycia tylko raz".

Reklama

Naturalnie nie jest to odkrycie Ameryki - podobny system zastosowano przy chociażby Battlefield Bad Company, gdzie można zdobyć dodatkowe bronie np. za zarejestrowanie się na stronie internetowej Electronic Arts. Niemniej szaremu graczowi pozostaje liczyć, że te "dodatki" zostaną ograniczone właśnie do takich, niemających większego wpływu na zabawę, atrakcji jak ładniejsze pukawki czy jeden bonusowy poziom.

Z drugiej strony niektóre tytuły aż żal sprzedawać i dlatego przez ładne lata zbierają kurz na półce. Dlaczego? Być może dlatego, że są dobre. Ale to tylko domysły...

gram.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama