Hunted: The Demon's Forge

"A cóż to?" - zachodziłem w głowę, czekając na prezentację i słuchając odgłosów rzezi i magicznej rozpierduchy wydobywających się zza ściany pokoiku, w którym pracownicy inXile pokazywali Hunted: The Demon's Forge.

Piętnaście minut później miałem już grę rozpracowaną.

Hunted to gra akcji TPP dla dwóch osób, w klimatach dark fantasy. Bohaterów - "łysatego", umięśnionego wojownika Caddoca i białowłosą, kształtną elfkę E'larę - obserwujemy zza ich pleców w środowisku wyrenderowanym przez Unreal Engine 3. Każde z nich posiada umiejętności walki w zwarciu, na odległość oraz przy wykorzystaniu magii, niemniej oboje mają preferowane przez siebie zabawki i style wykańczania hord stojących im na drodze szkieletorów i innych paskudztw. Każde z nich ma rzecz jasna również swoją osobowość i zestaw serwowanych kompanowi docinków, przy czym to Caddoc zdaje się być głosem rozsądku w tym koedukacyjnym tandemie, podczas gdy E'lara pcha się do bitki w każdej możliwej sytuacji.

Reklama

A gdzie Marcus?

Mnogość murków i innych sięgających do pasa przeszkód terenowych wyraźnie wskazuje na inspiracje serią Gears of War (przydomki "Gears of Warcraft" i "Spears of Gore" nadane tytułowi po pierwszych pokazach mówią zresztą same za siebie). Ale twórcy do symfonii łamanych szkielecich kości dodali również prosty system rozwoju drzewek umiejętności bohaterów, opierający się na zbieraniu poukrywanych tu i tam kryształów.

Twórcy przygotowują grę z myślą o kooperacji (prezentacja prowadzona była właśnie w tym trybie), w związku z czym możemy się spodziewać dużej liczby dwójkowych mechanizmów rozgrywki. Jednym z ważniejszych będzie możliwość wspierania kolegi/koleżanki na odległość: a to czarem "podładowującym" jego/jej umiejętności ofensywne, a to rzuconą w stronę powalonego towarzysza fiolką ze stawiającym na nogi specyfikiem. Tym samym w Hunted będzie promowana "kooperacja na dystans". Nie będzie trzeba więc ciągle poruszać się ramię w ramię i własnoręcznie przywracać powalonych kompanów do stanu używalności.

Współpraca wymagana będzie również podczas walk z bossami, zwłaszcza przy kończących zabawę z danym brzydalem egzekucjach. Co ciekawe, nie zaznamy tu rozgrywki na podzielonym ekranie, co twórcy motywują troską o zachowanie ładnej grafiki i odpowiedniej jej wydajności. Grać samemu oczywiście będzie można, choć newralgiczny w tym przypadku poziom sztucznej inteligencji kompana zweryfikujemy zapewne dopiero w recenzji.

Elfi dekolt i do przodu

Zarówno w rozgrywce w pojedynkę, jak i w kooperacji będzie można się przełączać pomiędzy postaciami w checkpointach, co powinno się walnie przyczynić do żywotności tytułu. Sama fabuła, podobnie jak poziomy, będzie bowiem liniowa, choć na graczy czekać ma sporo zagadek i sekretnych przejść, które doprowadzą ich do potężniejszych broni i zbroi lub dodatkowych kryształów. W grze znajdzie się miejsce również dla enpeców, a nawet podejmowania decyzji, od których zależeć będzie życie niektórych z nich, niemniej o rozbudowanych dialogach możemy już w tej chwili zapomnieć. To nie będzie erpeg.

Graficznie Hunted przedstawia się jak typowa produkcja na Unreal Engine 3, z całym pakietem zalet i przywar takowych. Modele postaci i ich ubiór (lub raczej jego brak) wyglądają porządnie, podobnie jak efekty zaklęć i widowiskowe spowolnienia akcji w momentach, gdy E'lara decyduje się napiąć łuk do krańca wytrzymałości i posłać w kierunku wroga superstrzał.

Cała reszta mieści się w szeroko pojętym branżowym standardzie. Nie spodziewam się więc po Hunted graficzno-artystycznych fajerwerków na miarę BioShocka ani kooperacyjnej mekki w stylu Left 4 Dead, ale jak przyjdzie co do czego, na pewno nie omieszkam własnoręcznie pokręcić zgrabnym tyłeczkiem żądnej wrażeń, białowłosej elfki.

CDA
Dowiedz się więcej na temat: Guardian | umiejętności
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy