Drakensang: The River of Time

Pierwszy Drakensang jakiegoś spektakularnego sukcesu nie odniósł, ale wielu graczy doceniło go za próbę powrotu do korzeni (próbę w dużej części udaną). Drugi prawdopodobnie również taką próbę podejmie. Czy zdobędzie większe grono wielbicieli?

Wydany w 2008 roku Drakensang: The Dark Eye został stworzony przez berlińskie studio Radon Labs. W samych Niemczech sprzedał się w liczbie 100 tysięcy egzemplarzy. Na wschodzie i zachodzie został doceniony przez media (średnia ocen w serwisie GameRankings.com wyniosła 73%) i zagorzałych wielbicieli erpegów, ale można powiedzieć, że zaginął w cieniu bardziej nagłośnionych erpegów. Jednak berlińczykom wystarczyło to do tego, by pokusić się o stworzenie kontynuacji.

Zanim przejdziemy do sedna, ciekawostka - druga część Drakensang jest już od jakiegoś czasu dostępna w Niemczech (podobnie jak "jedynka", trafiła na tamtejszy rynek wcześniej niż na pozostałe) pod tytułem Drakensang: Am Fluss der Zeit. Ba, Niemcy tworzą już dodatek do niej, a także... część trzecią. Co oznacza, że prawdopodobnie ta seria ma potencjał. Czy rzeczywiście? Sprawdźmy...

Reklama

Drakensang: River of Time rozpoczyna się bezpośrednio po zakończeniu pierwowzoru, ale de facto jest dla niego prequelem. Zostaje w nim bowiem przedstawiona opowieść krasnoluda Forgrimma, traktująca o tym, co miało miejsce na 23 lata przed jedynką. Twórcy gwarantują, że jeśli ktoś nie grał w Drakensang: The Dark Eye, nie powinien się martwić o zrozumienie fabuły kontynuacji.

Forgrimm jest nie tylko narratorem, ale i kompanem stworzonego przez nas od podstaw bohatera. Cała historia rozpoczyna się w mieście Ferdok, gdzie poznajemy głównego herosa, który podróżuje w towarzystwie krasnoluda w poszukiwaniu przygód. W trakcie zabawy dowiemy się sporo na temat Forgrimma, między innymi co nieco na temat jego znajomości z Ardem z Boardstock czy Cuano i jego córką Gladys.

Tytułowa Rzeka Czasu to akwen, wokół którego krążą prawdziwe legendy. Trafimy do jego ujścia, znajdującego się w mieście Nadoret, niedługo po rozpoczęciu gry. Podczas przeprawiania się przez tę rzekę dowiemy się, co to za niebezpieczeństwa naszykował stwórca dla podróżników. Ale to będzie tylko początek przygody. Co stanie się dalej, już nie zdradzamy.

Co się zmieniło w rozgrywce od czasów jedynki? Przede wszystkim twórcy zadbali o to, by była bardziej nieliniowa. Na przebieg wydarzeń większy wpływ mają podejmowane przez nas decyzje. Większą głębię nadano NPC-om, którzy teraz są o wiele głębszymi postaciami, posiadającymi własne życie i opinie na różne tematy.

Ukończenie wątku głównego w Drakensang: River of Time zajmuje około 40 godzin. Jednak jeśli zechcesz wykonać wszystkie zadania poboczne, czas ten wydłuży się dwukrotnie! Większość zadań przyjdzie ci wykonać za dnia, ale pojawią się też questy nocne. Nie ma w grze cyklu dnia i nocy - to, jaką akurat mamy porę, podyktowane jest scenariuszem.

Podczas przygody zwiedzamy bardziej różnorodne miejsca niż w jedynce. Są wśród nich miasta, lasy, góry, zaśnieżone szczyty, moczary i nawet kilkupoziomowe lochy. Jeśli nie lubisz chodzić wiele razy w to samo miejsce, ucieszy cię z pewnością pojawienie się punktów kontrolnych - jeśli dojdziesz do takiego, możesz do niego potem wrócić za jednym kliknięciem.

Jeśli idzie o mechanizmy gry, nic się nie zmieniło. Wciąż mamy tutaj do czynienia z zasadami znanymi z czwartej edycji papierowego systemu DSA. Podrasowano jedynie walki, które są teraz bardziej taktyczne niż do tej pory. A co do przeciwników, przyjdzie ci rozprawić się z takimi cudami natury, jak węże wodne, wielkie chrząszcze, wilkołaki, golemy, a nawet bagienne małpy.

Jeżeli lubisz RPG-i w bardziej klasycznym ujęciu, powinieneś się zainteresować Drakensang: The River of Time. To gra prawdopodobnie jeszcze lepsza niż jedynka, a więc przynajmniej dobra. Wiedzą o tym na razie Niemcy, ale wkrótce przekonamy się i my.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Guardian | Time | The River
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy