Back to the Future: It's About Time

Po przywróceniu do życia serii Sam & Max i Monkey Island studio Telltale może uchodzić za grupę do zadań specjalnych. Tym razem wzięło na warsztat sagę "Powrót do przyszłości".

Wyszło nieźle i zgasły przed dwudziestu laty DeLorean znów jest na chodzie. Do pożądanych 88 mil na godzinę trochę mu jednak brakuje. Trzecie "Back to the Future" zakończyło się z pozoru ostatecznym rozstaniem Emmeta "Doca" Browna i Marty'ego McFly'a. Stary doktor wcale jednak nie zarzucił podróży w czasie. Pewnego dnia w miasteczku Hill Valley zjawia się duplikat zniszczonego DeLoreana z psem Einsteinem na przednim siedzeniu i nagraną prośbą o pomoc. Wynalazca wpakował się w kłopoty i by go ratować, młody McFly ruszy w lata 30., w których pozna między innymi nastoletniego Doca i własnego dziadka.

Reklama

Czasowstrzymywacz

Back to the Future: The Game to staroszkolna przygodówka typu wskaż i kliknij. Do sterowania Martym możemy wykorzystywać zarówno zestaw mysz i klawiatura, jak i pada. To ostatnie rozwiązanie nie powinno dziwić, bo tytuł ma w niedługim czasie pojawić się na PlayStation 3 i być może także X360.

Jak inne gry studia, i ta została podzielona na ukazujące się co miesiąc epizody, a całość przyobleczono w przyzwoitą oprawę graficzną. Choć silnik ma już swoje lata, modele postaci są ładne i na pierwszy rzut oka można dostrzec podobieństwo do ich pierwowzorów ze srebrnego ekranu. Naszym poczynaniom towarzyszy fenomenalna muzyka, wykorzystująca fragmenty oryginalnego soundtracku.

Baza i nadbudowa

Największą zaletą It's About Time - pierwszego z pięciu planowanych odcinków - jest po prostu bycie nowym "Powrotem do przyszłości". Widać, że z pozyskanej licencji wyciśnięto co się dało. O szlachetnym rodowodzie gry przypomina już ekran menu - parking, z którego Marty i Doc rozpoczęli podróże w czasie wcielił się genialny Christopher Lloyd, a Marty'emu głosu użyczył A. J. Locascio, całkiem umiejętnie naśladując Michaela J. Foxa. Dobrze spisali się scenarzyści, zręcznie wykorzystując fabularne mechanizmy, którymi przy trylogii zachwycili Robert Zemeckis i Bob Gale. Wraz z Martym zwiedzimy Hill Valley w nieznanym dotąd wariancie czasowym, poznamy innego członka niesławnego klanu Tannenów i kolejnego, strachliwego McFly'a. Nie zabraknie także muzyki zespołu Van Halen. Kilka cut-scenek stanowi niemal kalkę filmowych scen, nie mówiąc o jednej przeniesionej żywcem z pierwszej części.

Programiści rozszerzyli uniwersum o nowe postacie: rezolutną dziennikarkę Ednę Strickland czy okrutnego Kida Tannena. Szkopuł w tym, że w swej pracy nie posunęli się wystarczająco daleko. It's About Time jest bowiem zaskakująco krótka. I to nawet jak na standardy studia Telltale. Spokojnie da się ją ukończyć w 2,5 godziny. Hill Valley w czasach prohibicji, pomimo początkowego złudzenia otwartości, to raptem 3 lokacje i niewidzialne ściany dookoła. Zagadki są prostsze niż w ostatnim Sam & Max i bardzo logiczne. Gdyby ktoś jakimś cudem ugrzązł, w każdej chwili może skorzystać z trzystopniowego systemu podpowiedzi, w którym trzecia ze wskazówek stanowi gotowe rozwiązanie problemu.

Najwyższy czas!

Gry epizodyczne trzeba oceniać inną miarą niż produkcje pełnowymiarowe. Tu do pełnego zwycięstwa trochę zabrakło, ale tytuł i tak jest gratką dla wszystkich miłośników kultowej serii. To zabawna, dynamiczna i bardzo głęboko zanurzona w filmowym pierwowzorze produkcja. O tym, ile uda się jeszcze wykrzesać z nośnej marki, przekonamy się jednak po premierze kolejnych epizodów. Pociesza fakt, że żadna z dotychczasowych gier Telltale nie osiągała szczytu możliwości przy okazji pierwszego odcinka.

CDA
Dowiedz się więcej na temat: Time
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy