Worms 4 - recenzja

Tradycyjna rozgrywka w mobilnej wersji.

Wormsy to klasyka. Któż nie uczestniczył w potyczkach sympatycznych robaków? Różowe glisty doczekały się wielu gier ze swoim udziałem, które ukazywały się na przeróżnych platformach sprzętowych. Niedawno dołączyło do nich Worms 4, które zaprojektowane zostało z myślą o smartfonach i tabletach. Pograłem trochę w mobilną „czwórkę” i mogę stwierdzić: warto dać jej szansę.

Gdyby jakimś cudem ktoś nie miał dotychczas styczności z serią, małe wyjaśnienie. Poszczególne odsłony cyklu są strategiami turowymi, w których gracz przejmuje kontrolę nad drużyną uzbrojonych po zęby robaków, a głównym zadaniem jest wyeliminowanie przeciwnego zespołu. Glisty wyposażone są zróżnicowane – zarówno bardziej, jak i mniej tradycyjne – pukawki i gadżety. Grać można tak samotnie (przeciwko AI), jak i przeciwko innemu użytkownikowi.

Reklama

W Worms 4 wspomniane wyżej mechanizmy zabawy spróbowano przenieść na platformy mobilne. I to z całkiem niezłym skutkiem. Nie dokonano żadnych znaczących zmian, jedynie zmniejszono skalę rozgrywki. Oznacza to, że w drużyny składają się z mniejszej liczby robaków, a także mniejszymi lokacjami w kampanii dla pojedynczego gracza. Ciekawostką jest wprowadzona w grze możliwość ulepszania posiadanej przez robaki broni – pozwala to zwiększać ich moc i skuteczność. Developerzy ze studia Team 17 zrezygnowali też z wprowadzonych w „trójce” kart  - po prostu woleli powrócić do korzeni serii.

Mniejsza skala nie wpływa jednak na przyjemność czerpaną z zabawy. Produkcja wypełniona została bowiem treścią, dzięki czemu grając nie nudziłem się. Mamy tutaj tryb solowy (z ponad 80 poziomami do zaliczenia), a także dzienne wyzwania, wydarzenia sieciowe oraz trzy warianty multiplayerowe. Jeśli chodzi o te ostatnie – dwa pierwsze pozwalają toczyć boje przeciwko AI we współpracy ze znajomym na tym samym urządzeniu oraz wziąć udział w starciu z innym użytkownikiem, ale w kooperacji z przyjacielem (także na tym samym sprzęcie).

Teoretycznie najciekawszym jest trzeci tryb sieciowy – Faction Battle. Na początku rozgrywki opowiadamy się po jednej z dwóch stron konfliktu (czerwonych lub niebieskich). Gra stale śledzi osiągnięcia wszystkich użytkowników i na ich podstawie wylicza, która z frakcji zyskuje przewagę, a dodatkowo można rozegrać bezpośrednie starcie pomiędzy przedstawicielami obu grup. Niestety nie byłem w stanie przetestować tego wariantu zabawy ze względu na problemy z serwerami – bardzo często nie mogłem znaleźć przeciwników, a gdy już się udało, zrywało połączenie.

Cieniem na produkcji kładzie się… obecność mikropłatności, których jestem ogromnym przeciwnikiem. Choć Worms 4 można nabyć za pełną cenę (tytuł kosztuje 4,99 euro w AppStore), gra oferuje możliwość kupna dodatkowych przedmiotów (np. skrzyń z ekwipunkiem, które pozwalają ulepszać uzbrojenie) za prawdziwe pieniądze. Na szczęście wydawanie realnej gotówki nie jest potrzebne do komfortowej zabawy. Niesmak jednak pozostaje.

Fani robaków powinni sprawdzić najnowszą produkcję Team 17. Choć z drugiej strony… może lepiej poczekać na Worms WMD - kolejną pełnoprawną odsłonę cyklu przygotowywaną z myślą o komputerach i konsolach stacjonarnych?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy