Team Dragon

W latach dziewięćdziesiątych ogromną popularością cieszyły się automaty do gier rozstawione malowniczo w przerobionych na salony gier barakowozach lub wypożyczalniach kaset video.

Jeśli mieliście szansę, by przeżywać swą młodość w tych czasach na pewno pamiętacie kolejne odsłony Street Fightera i Mortal Kombat, które w późniejszym okresie (i dekadzie) funkcjonowały nadal obok równie popularnych Tekkenów i Dead or Alive. Klimat epoki starali się przenieść na urządzenia mobilne twórcy Team Dragon. Czy im się to udało?

W  moim odczuciu nie. Co prawda wizualna strona gry prezentuje się znakomicie. Estetyczne tła pełne interaktywnych elementów, które można bezproblemowo zniszczyć głową lub korpusem przeciwnika nie nużą. Zmieniają się ponadto co kilka przeciwków (związane są z lokacjami, które są w ich władaniu) i pomimo swej prostoty można nazwać je klimatycznymi. Postaci prezentują się równie dobrze. Muskularne korpusy, gigantyczne piersi i silne niczym u Rambo ramiona są wyznacznikie tytułu przywołującym na myśl najlepsze lata Tekkena i DOA, na których bez wątpienia stylizowane były postaci. Niestety są one jak okaże się w trakcie rozgrywki pustymi formami bez nawet cyfrowej duszy, która skłoniłaby gracza do identyfikacji, czy nawet żywienia do nich pozytywnych uczuć. Niemal w każdej lokacji pojawia się reklama Snapdragon od Qualcomm. Nie może to dziwić – gra została stworzona w celu zaprezentowania mocy mobilnego sprzętu właśnie z tym ukladem na pokładzie, jednak ilość wirtualnych bilbordów, plakatów i telebimów może przytłoczyć (Team Dragon uruchamia się jednak bezproblemowo na „zwykłych” smartfonach Samsunga, czy HTC, dedykowanie gry jest więc umowne).

Reklama

W Team Dragon początkowo do wyboru oddano cztery postaci różniące się kolorem skóry, płcią oraz (jedna) stylami walki.  W miarę rozwoju rozgrywki i pokonywania przeciwników możemy odblokowywać również ich i wcielić się w antybohaterów. Fabuła Team Dragon jest prosta jak budowa cepa – dobra drużyna umięśnionych bohaterów wyrusza na ulice i uliczki, w celu zmiecenia z ich powierzchni złowrogich gangsterów, narkotykowych dilerów i wszechmogących bossów. Nagrodą za trud i wysiłek są medale, którymi desperaci przyznający się do zakupu i grania w ten tytuł mogą pochwailć się znajomym przez wszędobylskiego Facebooka. Oprócz trybu historii możemy również przeprowadzić wirtualny trening lub zmierzyć się z oponentami w trybie multiplayer.

Oprawa muzyczna Team Dragon stoi na dobrym poziomie. Odgłosy ciosów nie drażnią, podobnie jak mało natrętne utwory w tle, które starają się podnieść poziom adrenaliny. Niestety wysiłki te podobnie jak dobry render postaci nie są w stanie wynagrodzić braku jakiejkolwiek przyjemności z rozgrywki. Proste combosy i niewymagający przeciwnicy, którzy nawet na najwyższym poziomie mogą zostać pokonani dzięki kombinacji kopniak, kopniak, kopniak, ręka, ręka, sierpowy zamiast radości budzą niedosyt. Obcując z Team Dragon miałam wrażenie, że jest mi prezentowana reklama. Ładna kolorowa wydmuszka, której celem jest wyrycie w pamięci logo Qualcomm, a nie zaoferowanie relaksu i wytchnienia przy odgłosach rozkwaszanych facjat i łamanych kości, co stało się znakiem rozpoznawczym przywoływanych klasyków.

[inpl:gamerank rank="3.0"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy