Super Hexagon

Jeżeli ktoś jeszcze twierdzi, że ekrany dotykowe służą tylko i wyłącznie grom casualowym, powinien pobrać Super Hexagon i wystawić swoje poglądy na próbę. Nie istnieje silniejszy kontrargument, niż litry potu i łez rozlane po podłodze podczas siłowania się z jedną z najtrudniejszych gier, w jakie kiedykolwiek grałem.

Niestety, pierwsze podejście do Super Hexagon jest u sporej części graczy podejściem ostatnim. Przyznaję: kolorowe, sześciokątne kształty wirujące i pulsujące w rytm przedziwnej muzyki tworzą nieopisany, niewygodny chaos, a ledwo widoczny trójkącik, którym sterujemy i omijamy napierające przeszkody, porusza się za szybko i wyczucie jego ruchów nie przychodzi łatwo. No i śmierć. Nie wszyscy lubią umierać w grach, a już na pewno niewielu lubi umierać co kilka sekund i w kółko zaczynać od nowa.

Reklama

Ale przez pierwsze wrażenie trzeba się przebić i kilka razy na siłę dać grze jeszcze jedną szansę - bo kiedy już po 30-50 minutach prób damy radę nie umierać przez kilkanaście czy kilkadziesiąt sekund, prawdopodobnie nie odstawimy Super Hexagon, póki nie ukończymy przynajmniej paru poziomów trudności. Nie spodziewałem się, że drzemią we mnie takie pokłady cierpliwości, a kciuki są w stanie tak błyskawicznie reagować na przeszkody  - i podobne zaskoczenie mogę zagwarantować każdemu, kto postanowi skopać tyłek Super Hexagon i konsekwentnie będzie do tego dążył.

Trudnych gier jest oczywiście wiele i nie sama trudność ma tutaj znaczenie, tylko to, w jaki sposób została zaprojektowana. Opiera się o umiejętności, które rozwijamy w trakcie rozgrywki - cierpliwość, skupienie, prędkość reakcji, wyczucie sterowania. Super Hexagon rzuca nam wyzwanie: przeżyć. W każdej sekundy gry wymaga nieziemskiej dokładności, bo od śmierci dzieli nas przeważnie przytrzymanie kciuka na ekranie o kilkanaście milisekund krócej/dłużej. Podjęcie tego wyzwania zależy od gracza, ale jeśli już zdecyduje się, odpali grę setki razy i w końcu ukończy dany poziom trudności nie ginąc przez ponad minutę - wynikająca z tego satysfakcja jest nieopisana i ciężko porównać ją do ukończenia jakiejkolwiek innej gry.

O czym nie wspomniałem, a co ma niesamowicie wielkie znaczenie, to oczywiście oprawa audio-wizualna, czy raczej jej kooperacja z gameplayem. Muzyka jest przyjemna i wpada w ucho, ale też nieustannie zmienia tempo - sprawiając, że co kilka chwil na nowo musimy przyzwyczajać się do rytmu gry, rytmu napływających obiektów. Grafika, czyli sześciokątne figury, przeszkody, też jest genialnie niestabilna - pasy zmieniają kolory, grubość i kształt, a ekran, szczególnie na wyższych poziomach trudności, odchyla się i pulsuje. Super Hexagon przyzwyczaja nas do pewnych schematów w rozgrywce tylko po to, żeby schematy te dekonstruować i uczyć gry na nowo - a środkiem do osiągnięcia tego efektu jest właśnie dźwięk i obraz.

Super Hexagon wydany został na wielu platformach, ale właśnie na urządzeniach mobilnych jest jego miejsce - a przynajmniej tak sądzą moje obolałe kciuki, którym na komórce grało się najbardziej naturalnie. Warto. Gra dla facetów, dla ludzi zdecydowanych i chętnych podjęcia walki - walki kilkugodzinnej, bolesnej i męczącej, ale w zadziwiający sposób nagradzającej trudy.

[inpl:gamerank rank="6.0"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy