Savant - Ascent

Czy tego chcemy, czy nie, popularność dupstepu dociera do każdego - dokleja się go, gdzie tylko można, a można wszędzie. Przeciekł nawet do gier, ale o ile kultowy już dubstep gun z Saints Row 4 był po prostu zabawny, Savant - Ascent to pierwszy tytuł, w którym ciężkie basy i delaye naprawdę mają sens.

Panowie z D-Pad Studios słyną z gry, którą tworzą od zawsze i której premiera nadal jest hen daleko - ich Owlboy ukazał się w formie krótkiego dema i tyle go widzieliśmy. Na czymś trzeba jednak zacząć zarabiać, więc D-Pad wypuściło poboczny projekt: Savant - Ascent, strzelankę z fantastycznym pixelartem i soundtrackiem złożonym z chiptune'owego dubstepu...

Reklama

W wir rozgrywki wrzucani jesteśmy kilkanaście sekund po uruchomieniu gry i z początku ciężko połapać się w jej dynamice: jako tajemniczy, majestatyczny wojownik skaczemy między dwoma platformami, kamera lata dokoła jak szalona, a ze wszystkich stron lecą w naszą stronę grupki zmechanizowanych, już wizualnie groźnych stworów.

Po kilku minutach zaczynamy rozpoznawać formacje wrogów, uczymy się efektywnie niszczyć ich i unikać, a sterowanie okazuje się jednym z najlepszych, jakie kiedykolwiek powstały w shmupach. Zamiast trudzić się z omijaniem pocisków klasycznym, ekranowym analogiem, za uniki odpowiada jeden przycisk, którym skaczemy na przemian po dwóch platformach - mechanizm nie tyle wystarczający, co pozbywający się wszystkich niedogodności mobilnych strzelanek. Celowanie też wypada świetnie, bo nawet z większych odległości we wrogów trafiamy intuicyjnie, a kamera żywo reaguje na każdy ruch prawego kciuka.

Najfajniejsze jest jednak to, jak Savant - Ascent  wygląda i brzmi. Pixelart to pracochłonna sztuka, którą przeważnie traktuje się pobłażliwie - w XXI wieku mało które studio bawi się już w porządnie rozplanowane, dopracowywane tygodniami, pikselowe graficzki. To się po prostu nie opłaca. D-Pad poszło jednak na całość i wykonało robotę tak świetną, że co drugą postać, pocisk i tło najchętniej wydrukowałbym i powiesił w ramce na ścianie.

Wspomniany dubstep nie tyle pasuje, co buduje cały klimat gry. Pomijając już, że nadaje świetnego tempa i dynamiki, że w takim połączeniu nawet przeciwnikom dupstepu może bardzo gładko wejść, przede wszystkim napędza rozgrywkę i rozwija się razem z nią. Niektórzy przeciwnicy zostawiają po sobie ćwiartki płyt CD, które łapiemy i zbieramy do kupy; każdy taki album odpowiada nowej zdolności, która przyjemne wypruwanie mechanicznych flaków wrogim robotom czyni jeszcze przyjemniejszym. No i przed uruchomieniem gry możemy wybrać, która płytka ma lecieć w tle - a dobór niezależnych wykonawców chiptune'owego dupstepu zasługuje na pochwałę.

Przeszedłem Savant - Ascent dwa razy i kiedy mam ochotę rozluźnić się przy dobrym shmupie na tablecie, chwilowo nie wyobrażam sobie lepszego wyboru. Cieszy oczy i uszy, nie potrafi kompletnie niczym irytować, a jednocześnie wymaga wielu prób, by okiełznać do perfekcji sterowanie i bezproblemowo pokonywać setki stworów. Szkoda tylko, że po kilku godzinach nie ma już czego odkrywać i opanowywać - jeśli komuś za mało, musi niestety poczekać na kontynuację.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy