Megatroid

Jak zacząć recenzję jednej z tysięcy klasycznych mobilnych platformówek, do której dokopałem się tylko dlatego, że zaintrygował mnie jej tytuł, budzący skojarzenia z jednym z największych hitów stworzonych przez japoński koncern Nintendo?

Cóż, może właśnie dobrym punktem wyjścia będzie tytuł gry, stworzonej przez studio Triolith Entertainment dla urządzeń przenośnych wspierających systemy operacyjne iOS i Android... Mówisz Megatroid – myślisz... Metroid! Jedna z najbardziej znanych serii dynamicznych gier akcji zadebiutowała jeszcze w sierpniu 1986 roku. Połączenie elementów zręcznościowych, które przyniosły tak wielką popularność hydraulikowi Mario z innowacyjnymi (jak na tamte czasy) mechanizmami eksploracji świata przedstawionego, znanymi z The Legend of Zelda znakomicie się sprawdziło, a sam cykl doczekał się wielu odsłon i lojalnej rzeszy fanów, którzy z niecierpliwością wypatrują wzmianek na temat kolejnej części przygód atrakcyjnej łowczyni nagród – Samus Aran.

Reklama

Jak zapewne pamiętacie, seria Metroid charakteryzowała się między innymi nieliniową fabułą. To samo założenie planowali zrealizować deweloperzy ze studia Triolith, niestety ich Megatroid nie ma absolutnie żadnych szans, aby wytrzymać porównanie z wielką poprzedniczką rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Przede wszystkim otrzymujemy bowiem zwyczajną, dwuwymiarową platformówkę, w której cały czas kierujemy się w prawo. W Megatroid wcielamy się w Hali, wojowniczkę nieznanej proweniencji, nieco przypominającą Samus, jednak nie dorównująca jej urodą (i designem uniformu rzecz jasna).  Zadaniem stojącym przed Hali jest, rzecz jasna, uratowanie galaktyki przed wszechwładnym Imperium. W tym celu przemierzamy generowane na bieżąco plansze, co teoretycznie powinno wyeliminować nudę, niestety – nie eliminuje. Cóż z tego bowiem, iż po każdym uruchomieniu Megatroid odkrywamy nowe plansze, skoro cały czas wykonujemy tę samą, ograniczoną liczbę czynności, a i rodzajów przeciwników nie ma zbyt wiele? Pewne urozmaicenie wnosi ciekawa konwencja graficzna (każdą planszę przemierzamy w dwóch trybach – jasnym i ciemnym), jednak już pokilkunastu minutach spędzonych w grze, konstatujemy, że to jednak trochę za mało.

A szkoda, bo to właśnie oprawa wizualna jest najsilniejszym punktem Megatroid. Nie tylko udało się autorom stworzyć znakomite, płynne animacje zachowań wszelkich obiektów (łącznie z z porozrzucanymi po planszach beczkami i innymi nieznaczącymi obiektami), ale również dokonać prawdziwych cudów w zakresie zabaw światłem. Tych umiejętności mogliby pozazdrościć grafikom Triolith pracownicy najbardziej znanych studiów deweloperskich na świecie! Niestety, nie da się tego opisać słowami, warto jednak pobrać Megatroid tylko po to, aby na własne oczy zobaczyć o czym mówię.

Fenomenalnym pomysłem było również zaimplementowanie muzyki, przywołującej ośmiobitowe produkcje sprzed lat. Jeśli z sentymentem wspominacie dawne czasy, możecie zupełnie za darmo pobrać soundtrack Megatroid z tej strony. Naprawdę warto!

Problemem, z jakim borykają się wszystkie mobilne platformówki, w których trzeba myśleć i działać naprawdę szybko, jest sterowanie. W Megatroid zastaniemy klasyczne wirtualne przyciski, z których dwa odpowiedzialne są ruch prawo-lewo, jeden za skok, a ostatni za strzelanie. Wydaje mi się, że to najbardziej optymalne rozwiązanie, do którego łatwo się przyzwyczaić, a jeszcze łatwiej opanować.

Podsumowując, mamy, a właściwie mielibyśmy do czynienia z naprawdę udaną, a momentami nawet ponadprzeciętną, produkcją, gdyby nie fakt, że choć darmowa, wymusza na graczu korzystanie z opcji mikropłatności oraz jest zwyczajnie nudna. Szkoda, bo deweloperzy wykonali kawał dobrej roboty, tymczasem skarbnik studia nie będzie mógł pochwalić się odpowiednio wysokimi zyskami przed włodarzami teamu deweloperskiego. I nie jest to ani jego wina, ani tym bardziej producentów...

[inpl:gamerank rank="4.0"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy