Lone Wolf

Ludzie starszego pokolenia uwielbiają narzekać, że od kiedy przestaliśmy czytać książki na rzecz bezmyślnej konsumpcji gier wideo, nie ćwiczymy dostatecznie wyobraźni – że nie musimy jej używać, skoro korzystamy z uformowanego przez twórców „gotowca”. Nawet, jeśli ludzie starszego pokolenia mają trochę racji, zawsze wspomnieć możemy o pewnym wyjątkowym gatunku – o interaktywnej fikcji, która w genialny sposób łączy grę z... książką.

Jej historia sięga lat '80. Wydawano wtedy książki z ponumerowanymi paragrafami, w których to czytający odpowiadał za przebieg wydarzeń – raz po raz stawał przed wyborami i zależnie od decyzji, odsyłany był do innego paragrafu. Nie ograniczało się to do dylematów typu „iść w lewo czy w prawo”, częściej stawiano o wiele cięższe pytania: dobić tego goblina, czy darować mu życie? Wydać pieniądze na naboje, czy na racje żywnościowe? Każda opcja doprowadzić mogła do śmierci, zwycięstwa, bogactwa, porażki. Z czasem do tzw. „paragrafówek” zaczęto dorzucać całe systemy RPG: gracz wypełniał kartę ze statystykami, w kluczowych momentach rzucał nawet kością.

Reklama

Dlatego kiedy nastała era rozrywki elektronicznej, interaktywna fikcja wpasowała się w nią idealnie: paragrafy przepisywano na klawiaturze, statystyki i całe „silniki” tych gier wprowadzono do komputera i zautomatyzowano. Tak powstały gamebooki, czyli paragrafówki w wersji elektronicznej. Potrzebowały kilkunastu długich lat, by zyskać należną sobie popularność, ale w tej chwili przeżywają rozkwit – w połowie dzięki coraz prostszym narzędziom do ich tworzenia (np. Twine), w połowie dzięki... urządzeniom mobilnym. Okazało się, że smartfony i tablety to świetna platforma dla gamebooków: każdego tygodnia na iOS i Androidzie znaleźć możecie kolejne gry tego typu.

Lone Wolf jest jedną z nich, ale wyróżnia się na tyle, że nawet osobie nieprzekonanej do interaktywnej fikcji może przypaść do gustu. Po pierwsze, jej autor to Joe'a Dever, utalentowany twórca znanego w latach '90 „Wojownika Autostrady”. Joe potrafi pisać historie odpowiednie dla graczy: pełne ciekawych przygód, wyborów moralnych i pożądanej atmosfery „heroic fantasy”. Po drugie, Lone Wolf wyróżnia się, bo tak naprawdę bliżej mu do gry, niż do fikcji...

Przede wszystkim chodzi o rozbudowany system rozwoju bohatera. Poza zestawem umiejętności i statystyk, naszą postać w dużej mierze definiują przedmioty, które nosi – w walce atakować możemy, bronić i czarować na tyle sposobów, że z początku sam nie wiedziałem, co tak właściwie mam robić. I na tym to polega: nie bawiąc się w jakiekolwiek uproszczenia, Lone Wolf jest skomplikowane i od razu wrzuca nas na głęboką wodę. Tak, jak powinno.

Właśnie, walka – między czytaniem paragrafów i podejmowaniem decyzji zdarza się czasem natrafić na nieprzyjemne stworzenia, które nie odejdą bez zakosztowania naszego miecza. Tutaj niejednego czeka największe zaskoczenie: bitwy rozgrywane są poza sferą wyobraźni, w trójwymiarowych lokacjach. Ich system działa trochę jak w Chrono Trigger czy nowszych Final Fantasy – walki wymagają zarówno strategicznego myślenia, jak i dobrego refleksu.

Nawet, jeżeli BulkyPix trochę przekombinowało z ilością statystyk, umiejętności i przedmiotów do zdobycia – Lone Wolf to po prostu najprzystępniejsza z mobilnych paragrafówek, dobra na rozpoczęcie przygody z tym gatunkiem. Aktualnie dostępny jest tylko pierwszy z pięciu rozdziałów, ale już w nim dzieje się naprawdę dużo i jeśli macie ochotę na świetną mieszankę czytania i grania – lepszego wyboru prawdopodobnie nie ma.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama