CarrotFantasy

Przeglądając App Store w poszukiwaniu ciekawej produkcji, której recenzję mógłbym dla Was napisać, natknąłem się CarrotFantasy, grę studia taozi, reklamowaną przez autorów hasłem „supersłodziutka tower defence”...

Ponieważ byłem w dość dziwnym nastroju, a mówiąc wprost miałem akurat ochotę zagrać w coś, co jak najbardziej można by określić mianem „supersłodziutkiej tower defence”, szybko pobrałem aplikację. Po spędzeniu z nią kilkunastu minut doszedłem do wniosku, że jednak zrezygnuję z recenzji tego dziełka. Pomyślałem, „co ciekawego można napisać o prawdopodobnie najbardziej sztampowym pod względem mechaniki rozgrywki przedstawicielu najpopularniejszego gatunku wśród współczesnych gier mobilnych?” I zniechęcony rzuciłem CarrotFantasy w kąt, przekonany, że recenzji z tej mąki nie będzie... Tymczasem po pewnym czasie znów włączyłem grę i ze zdumieniem zauważyłem, że diabelnie ciężko mi się od owej produkcji oderwać! „Co u licha!? Ani ona innowacyjna, ani specjalnie ładna, choć pod względem oprawy audiowizualnej miła dla oka i niezwykle sympatyczna...” A mimo to wciąga. Jak diabli! Zacząłem problem analizować i stwierdziłem, że...

Reklama

CarrotFantasy jest po prostu świetna! Faktycznie, nie grzeszy oryginalnością. Przypomina bowiem 99,9% tower defence, w których naszym zadaniem jest obrona bazy/stworka/przedmiotu/czegokolwiek przed nadciągającymi falami hordami przeciwników. Dokonujemy tego rozstawiając w strategicznych punktach planszy wieże obronne/wojaków wszelkiego autoramentu/pułapki/blokady. I tyle, nic więcej. Powyższa definicja gatunku wypisz wymaluj precyzyjnie opisuje cały gameplay CarrotFantasy, a jednak...

Może sekret tkwi w bohaterach? Rzadko się przecież zdarza, aby uniwersum tower defence było kolorowym ogrodem warzywnym, a chronionym za wszelką cenę VIP-em zwyczajna, pomarańczowa... marchewka. A może chodzi o doskonale zbalansowany poziom trudności? Każdy z trzech cudownych światów, podzielonych łącznie na 48 poziomów został perfekcyjnie wyważony, oferując wystarczająco trudne wyzwanie, abyśmy musieli nieco pogimnastykować palce, ale nie na tyle, żebyśmy mieli się zniechęcić... Być może, jako miłośnika gier fabularnych, ujęła mnie właśnie interesująca historia opowiedziana w CarrotFantasy, z fascynującymii bossami i zabawnymi przeciwnikami, niczym ze snu pięciolatka obdarzonego wyjątkowo wybujałą fantazją? Sekret tkwić może wreszcie w rozkosznie ciepłej, niepodobnej do niczego, co wcześniej widziałem, oprawie audiowizualnej, przywołującej na myśl sekretny level z Diablo III, tyle że w wersji soft – bez bezmyślnej rzezi, za to z uśmiechniętymi słoneczkami w roli obrońców, sympatycznymi wężami w roli przeciwników, których twórcy przygotowali zresztą aż 30 rodzajów, wśród których nie zabrakło również różowych ninja czy pokręconych widelców...

Nie wiem, naprawdę nie potrafię wskazać tej jedynej, dominującej cechy gry taozi, która powoduje, że trudno mi nie myśleć o CarrotFantasy inaczej, niz w samych superlatywach. Taką cechą na pewno nie jest oprawa dźwiękowa tytułu – zdecydowanie najsłabszy element, który szybko nuży, a nawet irytuje...

Chyba jednak chodzi o niespotykaną w dzisiejszych czasach, wyjątkową staranność, z jaką deweloperzy wykonali swoją pracę. CarrotFantasy przypomina dzieło arcymistrza wśród rzemieślników, prawdziwe cacko, które momentami staje się dziełem sztuki, choć ani razu nie wykracza poza ogólnie przyjęte normy. Z całego serca zachęcam: przetestujcie CarrotFantasy sami i spóbujcie odkryć jej tajemnice, szczególnie teraz, kiedy jest dostępna w App Store za darmo. Nawet jeśli na początku nie będziecie usatysfakcjonowani, zapewniam, że gra sowicie was wynagrodzi. Miłej zabawy!

[inpl:gamerank rank="5.0"]

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy