Battle Fleet 2 - recenzja

Po uznanym Battle Fleet, Capital j Media postanowiło popłynąć na jeszcze głębsze wody. Ich nowy symulator bitew morskich widzianych z lotu ptaka jest zarówno grywalny, jak i... oglądalny.

W Battle Fleet 2 dostępne są autentyczne statki amerykańskie i japońskie z czasu II wojny światowej. Tworzymy z nich własną flotę i toczymy różne bitwy. Dołączamy do nich wybranymi statkami, którymi przemierzamy morza i oceany w poszukiwaniu przeciwników. Całość odbywa się w czasie rzeczywistym, musimy więc wykazać się nie lada refleksem. Liczy się też precyzja: kiedy znajdziemy wroga, musimy celnie do niego strzelić. Wybieramy więc trajektorię lotu i wysyłamy salwę. Potem korygujemy kierunek i strzelamy dalej, aż zatopimy wszystkich delikwentów i wygramy.

Reklama

Oczywiście na tym gameplay się nie kończy – w Battle Fleet 2 pojawiają się też samoloty i bazy lądowe. Co zapewne istotne dla wielu pasjonatów tego tematu, w grze zawarto kampanię polegającą na zatapianiu historycznych statków. Oprócz tego dostępny jest tryb potyczki, a także multiplayery – zarówno lokalny (na jednym urządzeniu), jak i online. Ten drugi wyróżnia się zwłaszcza ze względu na międzyplatformowość. Jeżeli więc posiadacie tablet Androidem, a znajomy iPada – możecie zagrać przeciwko sobie.

Nasze statki możemy personalizować – dostosowujemy bronie oraz kapitana, który będzie dowodzić łajbą. To pozwoli nam wyznaczyć na przykład kolejność poruszania się statków. Oprócz tego dostępne są też Strategic Command Cards, czyli karty pozwalające nam zaskoczyć przeciwnika czymś niespodziewanym – na przykład sabotażem lub ostrzałem z powietrza. W grze nie mamy zbyt dużej możliwości manipulowania kamerą – widok cały czas jest taki sam, możemy tylko przesuwać i zoomować.

Perspektywa zmienia się też podczas sprawdzania statystyk statku, tak, byśmy widzieli go od boku, ale zaraz po wyłączeniu wraca z powrotem na widok z lotu ptaka. Trochę szkoda, bo trójwymiarowość ogranicza się tylko (i aż) do tego, że gra wygląda przepięknie. W Battle Fleet 2 bowiem wiele zmieniło się od czasu pierwszej części, ale największym skokiem zdaje się być właśnie oprawa wizualna produkcji. Jest po prostu bardzo ładnie – począwszy od modeli statków, przez animacje (zwłaszcza te towarzyszące zatopieniu przeciwnika), a skończywszy na wodzie. Ta wygląda tak dobrze, że właściwie powinienem poświęcić jej osobny akapit. Widać to już na screenshotach, ale sprawdźcie grę sami – kosztuje niecałe 10 złotych na Androidzie i niecałe 20 na iOS. Im większy ekran, tym lepsze wrażenie.

Na szczęście nie muszę przekonywać was, żebyście kupili grę, aby oglądać wodę – sama rozgrywka jest bardzo przyjemna i – co mnie zaskoczyło, bo nie jestem wielkim fanem potyczek morskich – nie nuży, mimo, jakby nie patrzeć, zauważalnej powtarzalności. Jako-takich wad ciężko mi się doszukać, więc i doszukiwać się nie będę – to, co zawarto w grze, wykonane zostało bardzo solidnie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy